Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/129

Ta strona została skorygowana.
—   117   —

stronnictwa; ale zaniechano jej, gdyśmy się dowiedzieli, że jedzie pan do Mercedes przez San José. Byłbym tu oczekiwał na pana w budynku pocztowym, chociażby nawet nie byłby się pan spotkał wskutek przygody w drodze z moją matką.
— Skądże wiedziano, że mam zamiar udać się do Mercedes? Wszak zdecydowałem się na to dopiero wczoraj późnym wieczorem...
— No, tak; stało się to w pewnej restauracyi, gdzie przecie znajdowali się pewni ludzie w celu podsłuchania pańskiej rozmowy. Widziano mianowicie pana w towarzystwie yerbaterów, a że ci zbierają się stale w tym lokalu, była pewność, że i pan z nimi tam przyjdzie... Ale oto i mój ojciec. Nie mówmy już o tem; dokończymy później. Gdyby jednak ojciec mój zaczął mówić w tej sprawie, prosiłbym pana o zupełną względem niego otwartość i szczerość, gdyż jedynem wyjściem w położeniu pańskiem jest zdobycie sobie wdzięczności i życzliwości naszego stronnictwa. Przyniesie to panu zresztą nieocenione korzyści.
Brzmiało to, jak prośba, i to w sposób bardzo uroczysty proskrybująca mię do partyi „białych“. Pomimo jednak tak grzecznej formy, nie wzruszyła mię ona bynajmiej, bo cóż mię obchodzić mogły tutejsze stronnictwa? Zarówno „biali“, jak i „czerwoni“, byli mi najzupełniej obojętni, i nie miałem najmniejszej ochoty wyjmować kasztany z ognia dla jednych lub dla drugich.
Sennor Rixio przystąpił do nas, pełen powagi, a pokłoniwszy mi się z hiszpańską przesadą, prosił, bym mu pozwolił usiąść obok siebie. Nie był to już ten sam uprzejmy i serdeczny gospodarz, przyjmujący mię przed kwadransem w salonie. Twarz jego przybrała teraz pewien uroczysty odcień, i stało się to, co przewidział rotmistrz; stary Rixio bowiem wpadł odrazu na temat naszej rozmowy, zapytując syna:
— Porozumiałeś się już z szanownym naszym gościem w naszych sprawach?
— Mówiliśmy tylko ogólnikowo, nie wdając się