Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/130

Ta strona została skorygowana.
—   118   —

w szczegóły — odrzekł oficer. — Powiedziałem, że gdyby sennor nie był nawet spotkał się w drodze z matką, bylibyśmy zaprosili go do siebie.
— A więc pierwsze lody przełamane — rzekł Rixio, zwracając się do mnie, — i proszę mi wybaczyć, że zapytam, do której partyi pan należy: do „białych“, czy do „czerwonych“?
I spojrzał mi w oczy badawczo z takiem zainteresowaniem, jakby od m ojej odpowiedzi zależały losy całego kraju.
— Szczerze panu odpowiem, że dziwi mię to pytanie, sennor. Tam, za oceanem, mam swoją ojczyznę i tak w Europie, jak w innych częściach świata, nie zmieniam dla niej swych uczuć.
— Być może, nie we właściwem brzmieniu sformułowałem swe pytanie... Której mianowicie partyi przyznaje pan słuszność: białej, czy czerwonej?
— Przepraszam, ale nie czuję się powołanym do wydawania o stronnictwach tutejszych jakichkolwiek opinii.
— Ależ, sennor! tu nie idzie o żadne wyroki lub o jakieś opinie, a tylko o pańskie osobiste poglądy i uczucia.
— Niestety, nie dowie się pan o nich, a to z tego powodu, że ich wcale nie posiadam. Aby móc określić, które stronnictwo opiera się na prawdziwej słuszności, musiałbym zbadać dokładnie tutejsze stosunki. Jednak, jak panom wiadomo, przybyłem do tego kraju dopiero wczoraj... i zresztą polityką nigdy się nie zajmuję, ani też nie posiadam w tym kierunku jakichkolwiek zdolności. Interesują mię jedynie stosunki geograficzne i etnograficzne kraju, po którym podróżuję, a inne sprawy nie obchodzą mię wcale.
Na to moje oświadczenie Rixio zmarszczył brwi, i wyczytałem mu z oczu, że się hamuje, aby nie zdradzić uczucia zawodu, jakiego doznał. Pomimo jednak braku punktu oparcia dla swych wywodów w obchodzącej go sprawie, nie stracił jeszcze nadziei i mówił dalej: