dowości, jak Rusini, Czesi, Słoweńcy, Szwajcarowie i inni.
Nie dowierzałem też ścisłości opisu co do rzucania lassa. Czyż bowiem jest na świecie tak głupi jeździec, któryby przywiązał sobie lasso do nogi i za rzucał je następnie na rozwydrzonego byka? Toż zaatakowane zwierzę ściągnęłoby go odrazu z konia za nogę!
Z ciekawości zapytałem kogoś z inteligencyi o autora książki, i powiedziano mi, że jest to Adolf Delacour, redaktor „Patriote Francais“, czasopisma, wychodzącego w Montevideo. No — pomyślałem, — taki pan zna zapewne stosunki miejscowe lepiej ode mnie. I, przyszedłszy do tej konkluzyi, pocieszałem się nadzieją, że w krótkim czasie sprawdzę sam osobiście, czy opisy jego zgadzają się z rzeczywistością.
W tej właśnie chwili poczęło się niebo wypogadzać i wkrótce na ulicach ludnego portowego miasta zapanował wzmożony ruch. Postanowiłem wyjść. Zaledwie jednak włożyłem kapelusz na głowę, zapukał ktoś do drzwi — i na słowo „proszę“ wszedł do mego pokoju mężczyzna, ubrany podług mody francuskiej w strój uroczysty: frak, białą kamizelkę, lakierki; w rękach trzymał lśniący cylinder, przyozdobiony długiemi białemi wstążkami, z czego na razie wywnioskowałem, że przybysz należy do orszaku ślubnego i pojawił się u mnie z zaproszeniem.
Elegancki ów człowiek ukłonił mi się z przesadną czołobitnością i rzekł:
— Moje najgłębsze uszanowanie panu pułkownikowi!
A następnie powtórzył ukłon jeszcze dwa razy z wyszukaną uprzejmością.
Co znaczy ten wojskowy tytuł? — pomyślałem zdumiony. — Czyżby w Uruguayu panowały te same zwyczaje, co naprzykład w Galicyi, gdzie kelnerzy każdego okazalszego gościa tytułują panem hrabią lub baronem.
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/14
Ta strona została skorygowana.
— 4 —