Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/156

Ta strona została skorygowana.
—   144   —

ności; tego zaś gniadosza zaprowadźcie do stajni i pamiętajcie, aby mu nic nie brakowało!
Yerbatero mówił to takim tonem, jakby sam był tutaj panem i władcą.
Towarzysze jego rozeszli się w różne strony, mnie zaś poprowadził Monteso do domu. Weszliśmy po schodach, wysłanych chodnikiem na górę, gdzie peon, który przed nami tam pobiegł, otworzył nam drzwi do pokoju. Znaleźliśmy tu dwie panie: żonę i córkę gospodarza domu. Monteso pocałował starszą w rękę, a młodszą w policzek, jak to jest w zwyczaju pomiędzy blizkimi krewnymi, przyczem ku wielkiemu memu zdziwieniu posłyszałem, że córka nazywa go stryjem.
— A więc — pomyślałem — Monteso jest bratem właściciela estancyi, która niezawodnie należy do najbogatszych w kraju.
Przywitawszy się z niewiastami, Monteso przedstawił mię im. Powitały mię z niesłychaną uprzejmością, a po wymianie kilku zdań grzecznościowych yerbatero zaprowadził mnie do pokoju gościnnego.
Urządzenie w całym domu, a więc i w tym pokoju, było nadspodzianie eleganckie, co zdziwiło mię ogromnie. Wyczytawszy to zdziwienie z mych oczu, Monteso uśmiechnął się z zadowoleniem i zauważył:
— I jakże się panu tu podoba?
— Nie pytaj pan. Toż to istny pałac!
— Ech, niema tu nic nadzwyczajnego. Jest to zwykła estancya... zwykłego... yerbatera...
— Estancya zbieracza herbaty? — spytałem z nieukrywanem zdziwieniem. — Sennor, jestem naprawdę zaintrygowany...
— Może i słusznie... Byłem ongi, zarówno, jak i mój brat, ubogim zbieraczem herbaty. Pracowaliśmy uczciwie, oszczędzaliśmy, no, i wreszcie mój brat poślubił posażną pannę. Kupiliśmy wówczas do spółki tę estancyę, którą on począł zarządzać, a ja pozostałem tylko jego spólnikiem. Dzięki wpływowi żony, brat jest już dziś prawdziwym „caballerem“. Co do mnie,