Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/161

Ta strona została skorygowana.
—   149   —

Słowa te dopełniły niemiłego wrażenia, jakie wywarł na obecnych, gdyż przekonali się ostatecznie, że mają do czynienia z prostakiem. Pani domu skłoniła tylko głową na znak przyzwolenia, a Monteso zadzwonił na peona, który wnet się zjawił i odprowadził gościa do przeznaczonego mu pokoju.
Odetchnęliśmy wszyscy po jego odejściu, ale przez jakiś czas jeszcze panowało przy stole milczenie, i dopiero po upływie pewnej chwili zapytał mię Monteso:
— No, jakże się panu podoba nasza konnica?
— Czy ten porucznik jest typowym okazem oficera kawaleryi?
— O, nie! Dziwię się, jak mógł ktoś wysłać podobnego niezdarę w celu zakupna koni. Właściwie nie mam ochoty zawierać z nim interesu i dla pozbycia się go jak najprędzej postawię bardzo wysokie ceny.
— Można było pozbyć się go, zanim jeszcze usiadł przy stole — zauważyła gospodyni z uśmiechem. — Ale stało się! Zapomnijmy teraz o tem.
Po tych słowach uprzejmej pani domu całe towarzystwo wnet się ożywiło, i na miłej pogawędce zeszło nam prawie do północy. Wreszcie wstaliśmy od stołu, by się przejść po ogrodzie. Monteso wziął pod ramię sennoritę, ja sennorę, i pospacerowawszy czas jakiś po ogrodzie, oblanym blaskami księżyca, wśród wesołej rozmowy, rozeszliśmy się na spoczynek. Odprowadzony do swego pokoju przez uprzejmego Montesa, w niedługim czasie zasnąłem snem twardym.
Rano dowiedziałem się, że do śniadania nakryto znowu w altance. Wyszedłem więc do ogrodu, ale spostrzegłszy, że jestem tu pierwszy, i nie chcąc zasiadać sam do stołu, począłem przechadzać się po alejach.
W głębi ogrodu pod samym murem znajdowała się druga altanka, urządzona na nasypie, a z niej roztaczał się widok na okoliczne pastwiska. Wszedłem po schodkach i usiadłem w owej altance, patrząc z ciekawością na okolicę, płaską wprawdzie i monotonną, ale pełną trzód i pasterzy.