Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/163

Ta strona została skorygowana.
—   151   —

że kilka tych zdań nie zawierało w sobie nic takiego, coby mogło być powodem jakichkolwiek podejrzeń, jednak dały mi one do myślenia. Czegoś „nie potrzebowali się obawiać“, „nie mieli nic do stracenia“, „sprawa wypadnie inaczej, niż przypuszczali“ — te zwroty z ich rozmowy miały charakter tajemniczy, wskutek czego budziły we mnie podejrzenie. Byłem w duchu przekonany, że coś mi z tej strony grozi, — ale co, nie miałem najmniejszego pojęcia.
Przeczekawszy chwilę, zeszedłem do ogrodu i w drodze ku drugiej altanie spotkałem się z Montesem, który szukał mię właśnie.
Opowiedziałem mu o zasłyszanej przypadkiem rozmowie dwóch żołnierzy, na co mi odrzekł:
— Czy to pana niepokoi?
— Oczywiście. Przyzna pan sam, że podobne wynurzenia mają charakter podejrzany.
— Dlaczego? Co do mnie, nie widzę w tem nic niepokojącego.
— Żołnierze wspominali coś, że nie mają nic do stracenia...
— Nic dziwnego. Wszak idzie tu o kupno koni, a wiadomo, że na kupnie można albo zarobić, albo stracić.
— Wyrazili też obawę o własne swoje osoby; jeden z nich mówił, że sprawa stoi gorzej, niż się im na razie wydawało, gdyż nie przypuszczali, abyś pan był współwłaścicielem estancyi.
— Widocznie obawiają się, że ja, jako doświadczony yerbatero, zażądam za konie wyższych cen, niżby to był uczynił mój brat.
— A mnie się zdaje, że słowa te miały zupełnie inne znaczenie... Czy nie wchodzi tu w grę nasz fałszywy komisarz policyi?
— Nie widzę tu żadnego związku, i wybacz pan, ale zdaje mi się, że niebezpieczeństwa, które pan przewiduje ze strony przybyłych, są... urojone! Tak, pańskie podejrzenia nie mają podstaw. Ale oto idzie moja bratowa z córką, a towarzyszy im i ów oficer. Proszę