groźne dla nas następstwa, i na razie mieliśmy chyba jedynie prawo narzekać, aż zmuszono nas do nałożenia zupełnie niepotrzebnie drogi. Wytłómaczyłem to yerbaterowi dla powstrzymania go przed jakimś nierozważnym krokiem, i uspokoił się wreszcie o tyle, że nie stawiał już oporu.
Ujechaliśmy jeszcze spory kawał kłusem, nim zwolniono biegu, pozwalając koniom odetchnąć. Teraz postanowiłem zwrócić się do dowódcy z żądaniem wyjaśnienia i zapytałem:
— Kiedyż to, sennor, dowiemy się, w jakim celu zmusiliście nas do tej jazdy?
— Dowie się pan w obozie — odparł krótko, — i proszę nie pytać mię o nic, bo nie mam wcale ochoty wdawać się z panem w rozmowę!
Wypowiedział to surowym i lekceważącym tonem, wobec czego odciąłem się w ten sam sposób:
— Zechcesz pan obchodzić się ze mną nieco uprzejmiej! Nie masz tu do czynienia z parobkiem!
— Kto pan jesteś, powiem panu później. Teraz proszę milczeć; w przeciwnym razie każę pana związać, a to nie będzie mu wcale przyjemne.
Zamilkłem. Monteso zgrzytnął zębami z oburzenia.
Aż dotąd jechaliśmy przez gładką równinę, dalej jednak teren stawał się falistym i pagórkowatym, co w tym kraju nazywa się już górami. Za temi wzgórzami, pełnemi bloków skalnych i kamieni, widniała rzeka, płynąca prostopadle do kierunku naszej drogi.
— To Rio Yi, która nieco dalej uchodzi do Rio Negro — objaśniał mię Monteso. — Zapewne niedaleko znajduje się obóz.
Po obu stronach wspomnianej rzeki ciągnęły się wązkiem pasmem drzewa i krzaki, czego jednak nie można było nazwać lasem. Dalej widniał jakiś odosobniony dom. Zresztą okolica była prawie bezludna, i nawet stad żadnych nie spostrzegliśmy na rozległym tym obszarze.
Gdyśmy się zbliżali ku rzece, napotkaliśmy dążą-
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/168
Ta strona została skorygowana.
— 156 —