— Nie przeczę; otrzymał, co mu się należało.
— Przyznaje się więc pan do winy?
— Nie przyznaję się. Oćwiczyliśmy łajdaka, to prawda, aż mu trochę popękała skóra na grzbiecie; ale uczyniliśmy tak za to, że dybał na nasze życie. Uważa pan to za uszkodzenie cielesne, dobrze; nie mam nic przeciw temu twierdzeniu.
— No, i to nam wystarczy! Poco to było obstawać, że się jest niewinnym? Takimi wykrętami utrudniasz pan tylko sobie śmierć, która cię czeka.
— Jakto? śmierć? Któż mógłby mię zasądzić na śmierć za to, że łotrowi z pod ciemnej gwiazdy za jego sprawki wygarbowałem skórę?
— My, sennor! My was zasądzimy, a wy musicie się z tem pogodzić. I radzę wam nawet nie próbować żadnych zaprzeczeń, bo to się na nic nie zda. Zginiecie obaj, i nie jesteśmy w możności nic dla was uczynić... chyba jedno, a mianowicie... złagodzić wam śmierć, o ile oczywiście leży to w naszej mocy.
— Do dyabła! W łagodny, czy w gwałtowny sposób, nie mam ochoty być zamordowanym! Czy pan rozumie?... Byłby to mord, zbrodnia z waszej strony!...
— Bynajmniej. Postępujemy ściśle wedle prawa wojennego. Jako dowódca siły zbrojnej, ogłaszam poprostu w miejscu swego obozowania stan wojenny i na tej podstawie mogę stosować odpowiednie prawo.
— Ba! takie jest wasze głupie „widzi mi się“, ale nikt inny go nie uzna, i oświadczam stanowczo, że nie dam sobie wyrządzić krzywdy.
— A ja panu powtarzam, że nie mam ochoty znosić obelg twoich, i jeżeli pan zechcesz dalej przemawiać do mnie w ten sposób, to będę zmuszony chwycić się jak najostrzejszych środków...
— Groźby pańskiej nie boję się! Bo na jakiej podstawie postępujesz pan ze mną, jak z pospolitym zbrodniarzem?
— Na jakiej? A no, na takiej: związać go! — I skinął na żołnierzy.
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/175
Ta strona została skorygowana.
— 163 —