Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/177

Ta strona została skorygowana.
—   165   —

— Otóż właśnie nie mogę się z tem pogodzić. Bezprawnie pozbawiliście mię wolności i nie stanowicie tu żadnej władzy, która byłaby uprawnioną do sądzenia mojej osoby.
— A ja pana zapewniam, że jesteśmy tu najzupełniej kompetentni.
— Wobec tego zechciejcie mię spokojnie wysłuchać. Jestem caballero i sądzę, że mam do czynienia również z caballerami. Dlatego też mogę chyba spodziewać się, że nie postąpicie ze mną, jak zbóje, i liczyć się będziecie z zasadami prawa.
— Prawo w tym razie to drobnostka. Główna rzecz, że pan nie utrudnia swego położenia i gotów jest odpowiadać otwarcie i rzeczowo, co mię bardzo cieszy. Otóż proszę mi powiedzieć, czy przyznaje się pan do zbrodni usiłowanego morderstwa w Montevideo?
— Niestety, nie mogę na to odpowiedzieć zadowalniająco, gdyż nie usiłowałem zabić nikogo w Montevideo.
Major wydobył papierośnicę i, potraktowawszy mię papierosem, ciągnął dalej:
— Obiecał pan zachowywać się, jak caballero, i mam nadzieję, że dotrzyma pan słowa. Proszę, niech pan zapali. — Tu podał swego papierosa, abym od niego zapalił. — I proszę nie rozwodzić się długo, wyznając wszystko odrazu.
Zapaliwszy papierosa, podziękowałem skinieniem głowy i rzekłem:
— Gdyby nawet mogła być mowa o przyznaniu się do czegoś, to musiałyby poprzedzić je różne inne okoliczności, których dotychczas panowie zaniedbali.
— Czegożeśmy to zaniedbali? Proszę mówić, słuchamy.
— Otóż przedewszystkiem powtarzam, że nie jesteście kompetentni w sprawie sądzenia. A gdybyście nawet mieli tę kompetencyę, musielibyśmy wiedzieć coś o sobie wzajemnie. Oskarżeni przedewszystkiem