Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/180

Ta strona została skorygowana.
—   168   —

— Czy to istotnie pański paszport?
— Nie podróżuję nigdy za obcym paszportem, sennor.
— I jest pan istotnie tym samym, na którego dokument został wydany?
— Zdaje mi się.
— Wierzę, bo nie wygląda pan na kłamcę. Ma pan jednak zapewne przy sobie i inne jeszcze rzeczy. Oskarżony zaś nie powinien mieć przy sobie nic. Niechże więc pan odda mi swoje pieniądze.
— Proszę — odrzekłem, dając mu portfel i sakiewkę.
— Tchórz! — krzyknął na stronie oburzony moim postępkiem Monteso, na co jednak bynajmniej nie zważałem, bacząc natomiast pilnie na kieszeń, do której major schował mój majątek. Kieszeń ta znajdowała się na zewnątrz niebieskiego, zdobnego złotym i sznurami kabata.
— Jak widzę, ma pan i zegarek — ciągnął dalej. — Przepraszam pana, że i o ten przedmiot upomnieć się muszę.
— Oto jest — odrzekłem posłusznie.
Major schował zegarek do drugiej kieszeni i zauważył tonem zadowolenia:
— Czy ma pan przy sobie jeszcze co do skonfiskowania?
— Niestety, przykro mi bardzo, ale... oddałem już cały mój majątek i nie mam nic więcej dla pana.
— Broń pańską i konia biorę również... No, ale przyzna pan teraz, że los jego zależy od nas w zupełności?
— Przyznaję.
— Cieszy mię to i spodziewam się, że się pan całkowicie podda swemu losowi z rezygnacyą. Formalności, których pan pragnął, zostały już wypełnione. Teraz pozostaje do załatwienia rzecz główna, a mianowicie pańskie zeznania. Pytam więc raz jeszcze, czy przyznaje się pan do usiłowanego morderstwa?