Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/186

Ta strona została skorygowana.
—   174   —

do nich i w ten sam sposób włożył w ubranie Montesa znalezione przy nim teraz papiery...
— Ależ to wszystko bajki! głupie bajki, których słuchać nie warto! — drwił Mateo.
— Niech to pana nie drażni — rzekł mu major. — Nie wierzę w te brednie. Czy zapamiętał pan sobie miejsce, w którem ten cudzoziemiec ukrywa owe dokumenty?
— Bardzo dokładnie. Za podszewką na plecach. Sam stary Rixio dał mu w celu ich zaszycia igłę nici.
— Proszę mi wskazać palcem to miejsce.
— Oto tutaj — wskazał drab ręką na moich plecach.
Sięgnąłem dłonią i istotnie poczułem tam jakiś przedmiot. Zdjąłem z siebie kurtkę, której podszewka uszyta była z delikatnego futerka jelonkowego, i spostrzegłem, że w jednem miejscu szew był rozpruty, a następnie zszyty szerokimi ściegami. Poprosiłem majora, by mi dał nóż, i rozpruwszy ściegi, wydobyłem dwa papiery, podobne do tych, które znaleziono u Montesa.
Bardzo byłem ciekaw treści tych „dokumentów“, ale major odebrał mi je szybko, zarówno, jak i nóż.
Teraz dopiero przekonałem się, że życie moje było poważnie zagrożone. Kto to wszystko obmyślił i za co mścił się tak srodze, dowiedziałem się dopiero później. Chciano usunąć mnie z pośród żyjących za wszelką cenę, a powodem ku temu było... moje podobieństwo z Latorre’m!
Oficerowie, dostawszy do rąk papiery, zajęli ponownie swoje miejsca i czytali je, oddając z rąk do rąk. Po przeczytaniu zaś naradzili się z sobą po cichu, poczem major rzekł do mnie:
— Teraz jesteśmy już najzupełniej przekonani o winie pańskiej, i mam nadzieję, że pan nie będzie nawet próbował wypierać się.
— Nie przeczę.