Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/19

Ta strona została skorygowana.
—   9   —

ja, ale i dwóch moich przyjaciół wzięło pana również za kogo innego.
— Kiedyście mię widzieli?
— W chwili pańskiego przybycia, przed hotelem. Ale ten paszport pogrążył mię w niemały kłopot. Czy istotnie przybyłeś pan z Nowego Jorku?
— Owszem, na „Seagallu“, który dotąd jeszcze stoi na kotwicy w porcie. Możesz pan to sprawdzić u kapitana statku.
— Niech pana dyabli wezmą! — krzyknął gniewnie. — Czemuś mi pan tego odrazu nie powiedział?
— Boś się pan o to nie pytał. Zachowanie się pańskie było tego rodzaju, że musiałem przypuszczać, iż pan mię znasz doskonale. Dopiero, gdyś mi pan powiedział o karabinach, poznałem, że jest tu jakaś pomyłka, i zwróciłem na to pańską uwagę, co musisz mi pan przyznać.
— Niczego nie przyznaję! Powinieneś był przedstawić mi się zaraz po mojem wejściu! — odrzekł gburowato.
Na to spokojnym tonem zwróciłem mu uwagę:
— Bądź pan łaskaw przestrzegać zwykłej towarzyskiej uprzejmości, nie jestem bowiem przyzwyczajony do tego, by mi ktoś w żywe oczy dyabłów wywoływał. Nie jestem zresztą prorokiem, abym, zobaczywszy obcego człowieka, mógł natychmiast odgadnąć jego myśli i zamiary. Wkońcu zwrócę mu uwagę, że mogłeś pan zasięgnąć wiadomości o mnie u portyera, albo u gospodarza hotelu.
— Owszem, dowiadywałem się, ale nie uwierzyłem, sądząc, że przebywasz pan tu „incognito“. Zresztą mówisz pan tak wyśmienicie po hiszpańsku, że już to samo mogło zrodzić we mnie wątpliwość co do pochodzenia pańskiej osoby.
Uwaga ta pochlebiła mi. Bawiąc bowiem przed laty w Meksyku, pomimo gorliwego ćwiczenia się w języku hiszpańskim, kaleczyłem tę mowę niemiłosiernie. Praktyka jednak jest najlepszą nauczycielką: