Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/194

Ta strona została skorygowana.
—   182   —

I chwyciwszy w jednej chwili obiema rękoma za kurtkę jego przy kołnierzu, oderwałem cały jej przód wraz z kieszenią. Następnie w mgnieniu oka wyrwawszy mu z za pasa dwa moje noże, wziąłem jeden w zęby, a drugi rzuciłem w stronę Montesa.
— Hola, sennor! co?!... — krzyknął major, ale już nie zdążył dokończyć, gdyż porwałem go za kołnierz, a skoczywszy w rzekę, powaliłem go i pociągnąłem własnym ciężarem za sobą w jej fale.
Wszystko to stało się błyskawicznie, i żołnierze, nie przygotowani na tego rodzaju niespodziankę, struchlawszy na razie, stali bezczynnie z bolami w rękach. Major, znalazłszy się nagle w rwących falach rzeki, stracił również świadomość, jakim sposobem w nich się znalazł, i odruchowo borykał się z prądem, silną dłonią trzymany przezemnie za kołnierz.
W nasadzonym głęboko na uszy kapeluszu, by mi go fale nie zerwały, w nieprzemakalnem, sporządzonem na sposób Indyan ubraniu, tak obcisłem, że nie stanowiło dla mnie w wodzie zbytniej przeszkody do pływania, czułem się, jak ryba, umiejąc zresztą oddawna poruszać się swobodnie w tym żywiole.
Majora pociągnąłem za sobą nie po to, by go utopić, lecz, aby utrudnić pogoń za sobą. Gdybym go był zostawił na brzegu, on pierwszy rzuciłby się za mną do wody, i wówczas, zamiast być stroną zaczepną, byłbym się musiał bronić, co byłoby dla mnie niebezpieczniejsze. Przytem podkomendni jego, zaskoczeni takim obrotem sprawy, musieli przedewszystkiem ratować swego dowódcę, zostawiając pogoń za mną na drugi plan.
Wypuściwszy z rąk kołnierz oszołomionego majora, obejrzałem się ku brzegowi. Żołnierze potracili głowy. Jedni biegali nad wodą z przygotowanemi do rzutu bolami, inni zaś z flintami przy ramieniu czekali odpowiedniej do strzału chwili. Spostrzegłszy to, dałem nurka, a gdy po chwili wynurzyłem głowę dla zaczerpnięcia powietrza, woda zerwała mi z głowy kapelusz,