z oczu, i jakby wyczekując chwili, gdy wydostanę się z wody. Pięciu tylko czy sześciu żołnierzy krzątało się około majora. Wyniósłszy go na brzeg, nachyleni nad nim, cucili go, czy też starali się wydobyć od niego odpowiednie rozkazy.
Niebawem troska moja, czy nie mam na sumieniu morderstwa, pierzchnęła, bo major zerwał się na równe nogi, otrząsnął z siebie wodę i cofnął się wraz z owymi kilkoma podkomendnymi w krzaki. Po chwili ukazał się znowu na brzegu, ale już nie pieszo, lecz... na moim gniadoszu.
Przyglądając się ze swej kryjówki, co się wśród oddziału dzieje, zaobserwowałem nerwowe zaniepokojenie, które się dało spostrzedz z ruchu wśród bandy. Do tej chwili bowiem nie byli pewni, czy wydobyłem się z wody i w jakim kierunku umknąłem, czy też pochłonęły mię nurty rzeki. Na straży koło Montesa pozostał jeden tylko człowiek, cały zaś oddział szykował się najwyraźniej do pogoni.
Pomimo to, myślałem w tej chwili nie o sobie, lecz o moim towarzyszu. Jeżeli kiedy, to teraz właśnie zdarzała mu się najodpowiedniejsza chwila do ucieczki, bo uwaga wszystkich zwrócona była na rzekę. I przyszło mi na myśl, że Monteso mógłby im się wymknąć wówczas, gdybym pociągnął całą bandę za sobą, ukazując się jej ze swego ukrycia. Postanowiłem uczynić to natychmiast. Zresztą niepodobna mi było siedzieć dłużej w wodzie, bo i ubranie poczynało mi ciążyć dokuczliwie, i schowane w niem pieniądze papierowe przemokłyby ostatecznie i zniszczały doszczętnie. Do wieczora zaś było jeszcze daleko, a zniecierpliwiony dowódca oddziału, tak, czy owak, kazałby w końcu przeszukać krzaki, i wówczas znalezionoby mię w nienadającej się wcale do obrony pozycyi.
Wziąwszy to wszystko pod uwagę, zdecydowałem się opuścić swą kryjówkę natychmiast. Chwyciwszy się więc jedną ręką gąłęzi, wyskoczyłem na brzeg i w jednej chwili zwróciłem na siebie uwagę całej bandy. Wśród
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/196
Ta strona została skorygowana.
— 184 —