Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/198

Ta strona została skorygowana.
—   186   —

jednak z mej strony fortel, gdyż, zamiast podążyć w głąb stepu, zawróciłem wkrótce chyłkiem ku rzece, zmyliwszy pogoń, i słyszałem tylko, jak prześladowcy moi z hałasem popędzili w step, myszkując wśród wysokich traw, a nieco poniżej z drugiej strony rzeki spostrzegłem majora, jak, wyciągnięty w strzemionach, oglądał się to w jedną, to w drugą stronę, niepewny, dokąd się zwrócić. Nie będąc sam widziany, dostrzegłem to wahanie się i wpadła mi szalona myśl do głowy: gdyby go tak dosięgnąć i odebrać mu konia mego oraz wszystko, co mi zrabował. Zelektryzowany gwałtowną chęcią uskutecznienia tego zamiaru, rzuciłem się do wody, a dawszy kilkakrotnie nurka, aby nie być spostrzeżonym, przepłynąłem rzekę z powrotem i już miałem wyskoczyć na brzeg, gdy major, postanowiwszy dognać swą bandę dla uczestniczenia w pościgu za mną, wjechał w wodę na moim gniadoszu. Nie mogło być dla mnie lepszego obrotu sprawy. W kilku potężnych rzutach ramion z prądem rzeki znalazłem się tuż za nim niepostrzeżony i w chwili, gdy koń jego, przepłynąwszy rzekę, oparł się przedniemi kopytami o stały grunt, ja trzymałem się już lewą ręką ogona swego gniadosza, a w prawej miałem nóż, przygotowany do walki. Ważyłem się na nią, gdyż major uzbrojony był tylko w szablę i pistolety, przed którymi nie miałem strachu.
— Sennor Cadera! — krzyknąłem znienacka, gdyśmy się obaj znaleźli na brzegu.
Usłyszawszy swe imię, obejrzał się i aż się wstrząsnął nerwowo z przerażenia.
— Carrambo! Czy to pan?
— Ciszej, panie majorze, bo w przeciwnym razie tym oto nożem przebiję pana na wylot! — rzekłem i dodałem natychmiast: — Precz z mego konia!
— Ani myślę! — odparł. — I jeżeli nie wypuścisz pan z rąk noża, będę strzelał...
I przy tych słowach sięgnął ręką do pistoleta. Nie zdążył go już jednak wyjąć, gdyż chwyciłem go za pas