Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/207

Ta strona została skorygowana.
—   193   —

— Z Europy? — spytała obok stojąca kobieta. — Proszę tutaj, do nas, a prędko, bo puszczą za panem bola!...
Ledwie to rzekła, gdy o dwadzieścia kroków za mną znów upadła z furknięcem na ziemię bola. Skoczyłem przez bramę na malutki dziedziniec rancha, poczem mieszkańcy zaparli szybko bramę i zaryglowali ją dwoma potężnymi drągami.
Do dziedzińca przypierał przyczółek domu murowanego, zaś między tym przyczółkiem a murem obwodowym znajdowała się mocna i ciężka brama z tarcic, którędy wchodziło się do obszernego miejsca, ogrodzonego kaktusowym żywopłotem. Tu trzymano złośliwe i srogie byki.
— Więc pan jesteś z Europy? — pytała kobieta. — Jakże się cieszę, że mogłam wyrządzić panu przysługę i uratować go w niebezpieczeństwie!
— Dziękuję pani bardzo za tę przysługę. Jednak, daruje pani, na nic się ona nie przyda. Niebezpieczeństwo dla mnie bynajmniej jeszcze nie minęło... a przytem pani i wszyscy domownicy mogą ucierpieć z mojej przyczyny.
— E, cóż znowu! Skoro brat Hilario jest z nami, nic nam grozić nie może. Wiesz pan coś o nim zapewne...
— Nie wiem, pani. Nie znam tu nikogo. Wszak jestem w tym kraju zaledwie od czterech dni.
W tej chwili za bramą usłyszałem wzmagającą się wrzawę, przekleństwa, a następnie gwałtowne dobijanie się do wrót.
— Otworzyć! otworzyć, bo wywalimy bramę! — wołano z zewnątrz.
Tu przystąpił do mnie wspomniany przez kobietę brat Hilario i zapytał:
— Powiedz mi pan szczerze i otwarcie, co zawiniłeś względem tych ludzi. Jeżeli mają do pana jakie nieuzasadnione pretensye, spróbuję pośredniczyć pomiędzy panem a nimi; jeśli zaś napaść ich jest nie-