Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/209

Ta strona została skorygowana.
—   195   —

w ten sposób wypytujesz! Nie jestem do tego przyzwyczajony.
— Zato ja jestem przyzwyczajony do zbadania gruntownie każdej sprawy, która się o mnie opiera. Jeżeli mam wydać wam zbiega, to przedewszystkiem muszę się dowiedzieć, czy posiadacie prawo żądać wydania go w wasze ręce.
— Owszem, mamy prawo, bośmy go sami zasądzili.
Brat milczał przez chwilę, obserwując bandę drabów przez otwór w bramie, poczem rzekł:
— Więc to wy sami złożyliście sąd wojenny? Hm... Pomówimy o tem jeszcze, a tymczasem zapytam obcego, jak on się zapatruje na to wasze żądanie.
— No, no! głupstwa pleciesz! Mielibyśmy tu czekać, zanim on wybaje wam setki kłamliwych wykrętów? Na to nie mamy ani czasu, ani chęci, i jeżeli brama nie będzie w tej chwili otwarta, wyłamiemy ją przemocą i dostaniemy się do środka.
— Ba, ale my do tego nie dopuścimy!
— Spróbujcie! Jest nas pięćdziesięciu i nie będziemy się długo namyślali, czy wysadzić bramę, czy też puścić z dymem całą zagrodę.
— Ależ, panie, nie tak groź nie! Tu są ludzie, którzy nie dadzą się niczem zastraszyć. Ja jeden nie boję się was wszystkich!
— Ach, tak? Z jakimże to bohaterem mam do czynienia?
— Brat Hilario...
— Aha, brat... to co innego. A wiesz ty, świątobliwy człeku, że przed mnichem nawet kura nie ucieka? Zresztą szkoda czasu na pustą gadaninę. Proszę bezzwłocznie wydać nam zbiega, bo weźmiemy się do roboty.
— Zupełnie niepotrzebnie silisz się, sennor, na rozkazy. Zapamiętaj to sobie, że ja tu jestem dowódcą!
— No, no! mnich dowódcą... twierdzy... to paradne! Śmiać mi się chce z przywidzeń pańskich. Czemże będziecie się bronili?