Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/212

Ta strona została skorygowana.
—   198   —

mię głaszczącego pieszczotliwie mego gniadosza, który tak wielce przyczynił się do ratowania mię z niebezpiecznej pozycyi, przystąpił do mnie bliżej i, ściskając mi rękę serdecznie, rzekł:
— Człowiek, który dobrze i łagodnie obchodzi się ze zwierzęciem, jest rzadkością w tym kraju. Widząc pańską pieszczotę względem konia, przychodzę do wniosku, że należy pan do ludzi zacnych i szlachetnych. Chodźmy do izby!
Otworzył przedemną wązkie drzwi, i weszliśmy do środka, do izdebki, utrzymanej bardzo schludnie. Podłoga była wymyta, jak stół, czyściutkie szyby w oknach oraz wszelkie sprzęty. Na drzwiach znajdowała się kropielniczka ze święconą wodą, czego dotychczas nigdzie nie zauważyłem, aczkolwiek kraj ten jest szczerze katolicki. Naprzeciw drzwi umieszczone było na ścianie wielkie lustro, a po obu jego stronach dwa obrazy: Matki Boskiej i Pana Jezusa w cierniowej koronie. W jednym rogu wznosił się wysoko piec kaflowy, a w drugim stała sofa, pokryta skórą.
Już na pierwsze wejrzenie zdawało mi się, że jestem nie w Południowej Ameryce, lecz w Bawaryi lub gdzieś w krajach alpejskich.
Mili też i bardzo uprzejmi byli mieszkańcy tego domu. Kobieta, która tak skwapliwie mię zaprosiła do rancha, liczyła najwyżej lat czterdzieści; mąż jej był starszy może o lat dziesięć. Mieli na sobie szwajcarski strój ludowy. Druga kobieta, którą zauważyłem po mojem przybyciu, była służącą w tym domu, a z pierwszego wejrzenia dawało się postrzedz jej pochodzenie indyjskie. Nie weszła ona z nami do izby, lecz zawróciła do kuchni, skąd dolatywał dźwięk szklanek i talerzy. W izbie więc było nas czworo.
Podczas, gdy gospodarz i gospodyni ustawiali krzesła naokoło stołu, brat Hilario rzekł do mnie:
— Dowiedział się pan przed chwilą, kto jestem, a teraz mam zaszczyt przedstawić panu oboje gospodarstwa tego domu: są to sennor i sennora Bürgli.