Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/213

Ta strona została skorygowana.
—   199   —

— Ach, pochodzą państwo prawdopodobnie ze Szwajcaryi? — zwróciłem się do gospodarza. — Wnioskuję to z nazwiska i ubioru.
— Tak jest, panie. O boje jesteśmy rodowitymi Szwajcarami.
— Bardzo mi miło poznać państwa i przedewszystkiem podziękować za uratowanie mię z groźnego położenia.
— No, nie było z panem tak źle, jak sennor przypuszcza — uśmiechnęła się kobieta.
— Jakto? Przecie lada chwila mogłem być powalony przez bola i dostać się w ręce opryszków. Gdyby mię zaś byli schwytali, byłbym już nie żył.
— Za cóż to uwzięli się tak na pana?
— Za rzekomą zdradę stanu i za morderstwo, które jakobym usiłował popełnić, a które właściwie nie było niczem innem, jak tylko odparciem zamachu, jaki na mnie w Montevideo urządzono.
— Zechce pan nam zapewne opowiedzieć swoje przejścia i przygody?
— Z całą gotowością. Jest to zresztą moim obowiązkiem względem tych, którzy mi przynieśli pomoc w ciężkiej zaiste chwili.
I opowiedziałem mym wybawcom wszystko, co mię spotkało w tym kraju od czasu opuszczenia pokładu statku aż do ostatniej chwili. Gdy skończyłem, brat Hilario rzekł, przejęty do głębi:
— To ciekawe! Rzadki to wypadek, aby w tak krótkim czasie przeżyć tyle groźnych zaiste przygód. Widzę teraz, że istotnie śmierć urządziła pościg za panem.
— Gdybym chociaż wiedział, kto mi nasłał na kark tych przeklętych bolarzy!
— Może się jeszcze dowiemy.
— Podejrzewam Rixia.
— Ja również. Ale mniejsza o to. Skoro bowiem nie zamierzasz pan zatrzymywać się dłużej w tym kraju, to obojętne jest, kto dybie na pańskie życie.