Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/217

Ta strona została skorygowana.
—   203   —

— Precz, albo... — powtórzył groźnie zakonnik, podnosząc rękę.
Major zatrzymał się, i obaj stali przed sobą, patrząc wzajemnie w oczy.
Nie mogłem widzieć twarzy mnicha, ale prawdopodobnie wzrok jego posiadał druzgocącą siłę, gdyż oficer rzekł po chwili:
— No, dobrze; nie wejdę do tego obcego mi domu bez pozwolenia. Że jednak wzbraniasz się brat wydać mi cudzoziemca, wykonam wyrok na miejscu.
I podniósł rękę, mierząc do mnie z pistoletu.
— Stój! precz z bronią! — rozkazał mnich ponownie.
Major, jak zahypnotyzowany, opuścił na razie rękę. Ale w sekundę podniósł ją znowu i wymierzył, mówiąc:
— Dosyć! nie dam się za nos wodzić mnichowi... i tego włóczęgę...
Nie dokończył, gdyż najniespodziewaniej mnich wydarł mu silną dłonią pistolet z ręki i rzucił na dziedziniec, a chwyciwszy śmiałka wpół, jak lalkę, wywinął nim w powietrzu i położył, niebardzo zresztą ostrożnie, na ławce pod murem wewnątrz dziedzińca.
— Siedź tu, człowieku zapamiętały, i jeżeli się tylko ruszysz, porozmawiamy ze sobą inaczej!
Zawarłszy następnie wrota, zaryglował je przed nosem bolarzy bez najmniejszego z ich strony protestu.
Major patrzył na to, jak osłupiały, i burzyło się w nim, mnich zaś elektryzującym wzrokiem trzymał go na miejscu.
— Masz pan, czego chciałeś — rzekł wreszcie do niego. — Żądałeś pan, bym go wpuścił do środka; uczyniłem to. Proszę teraz powiedzieć, czem mogę mu służyć... ale krótko, bo szkoda czasu na długie gawędy.
— Czy brat masz czas, czy nie masz go, jest mi to zupełnie obojętne. Pozostanę tu, dopóki mi się spodoba.
— Albo dopóki ja tego chcieć będę! — rzekł z mocą brat Hilario. — Jeżeli bowiem zechcę się wać-