Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/219

Ta strona została skorygowana.
—   205   —

raczej bandytą i katem w jednej osobie, nie zaś oficerem. A wreszcie cudzoziemiec ów złamał panu szablę, jesteś pan więc, jako oficer, zhańbiony... i nie uważam pana za oficera...
— Sennor! — warknął, jak pies, major, zaciskając pięści i zrywając się z ławy.
— Milczeć i siedzieć spokojnie! Możesz pan poruszać się z miejsca jedynie wówczas, gdy mu na to pozwolę! — odrzekł mnich, przygniatając gościa żelazną dłonią do ławki.
Nieszczęsny major, którego ambicya podrażniona była w najwyższym stopniu, nie wiedział, czy się ma złościć, czy też poddać się zupełnie. Pierwsze byłoby wcale niemądre i bezskuteczne, drugie zaś uwłaczało jego honorowi, o ile oczywiście posiadał jeszcze poczucie honoru. Przytem tak zachowaniem się swojem, jak również i ubiorem, przemokniętym i na pół podartym, nie czynił dodatniego wrażenia, budząc litość nad swoją pyszałkowatością.
— Czego wy chcecie ode mnie? — pytał, wybałuszywszy oczy.
— Będziesz pan ukarany za usiłowanie zamordowania cudzoziemca i za pogróżki podpalenia.
— Do dyabła! Wy... macie mnie karać?...
— Nieinaczej... Tymczasem zaś racz pan wyrażać się przyzwoicie, bo żadnych grubijańskich wykrzykników nie ścierpię.
— Cóż to? dobrodziej naprawdę uważasz się za kogoś, mającego władzę nade mną?
— Tak też jest w istocie. Przestępstwo, którego się pan dopuściłeś, improwizując sąd wojenny z naruszeniem ustaw, daje mi władzę nad panem, i jeśli obaj poszkodowani wniosą skargę, poniesiesz surową karę.
— Wielebny brat jednak niech nie zapomina, z kim ma do czynienia... Wymieniłem mu przecie swoje nazwisko i godność.
— Ba, ale ja panu nic nie wierzę.
— Do dyab... chciałem powiedzieć... Co to ja