Tak sobie myślałem.
Ale kto wie — mówił mi głos wewnętrzny, — czy ze względu na własne dobro nie należy właśnie dopuścić się tej niedyskrecyi? Przecie tu idzie o mnie samego, — o nic więcej.
Wyjąłem tedy arkusz z koperty i przeczytałem. Treść, z opuszczeniem oczywiście wstępu, brzmiała następująco:
„List Pański otrzymałem i zgadzam się z jego treścią najzupełniej. Interes jest bardzo ryzykowny, ale, jeśli się uda, możemy liczyć na olbrzymi zysk, dla którego warto zaryzykować ewentualne straty. Proch naładowano na „Seagall“. Domieszaliśmy doń trzydzieści procent węgla drzewnego, i mam nadzieję, że uda się panu wyładować go na ląd, unikając opłaty cła. Niniejszem upoważniam pana do zawarcia kontraktu z Lopez’em Jordanem. Przesłanie dokumentu jednak jest bardzo niebezpieczne, gdyż w razie schwytania przez nacyonalistów posłańca i znalezienia przy nim papieru mógłby to przepłacić życiem. Na szczęście mogę Panu polecić pewnego człowieka, który nadaje się do tej roli przewybornie, — a jest nim oddawca niniejszego listu. Należy on do niezwykle śmiałych i odważnych drabów, przez długie lata przebywał wśród Indyan, posiada znakomite doświadczenie, ale przytem jest głupi, jak stołowa noga, i nadzwyczaj łatwowierny. O ile wiem, dąży on do Santiago i Tucuman, a zatem droga jego wiedzie przez prowincyę Entre-Rios. Niech Pan wręczy mu list polecający do Jordana, włożywszy do środka obydwa kontrakty. Jeśli go schwycą po drodze i rozstrzelają, to świat straci tylko jednego durnia i dla ludzkości nie stanie się przez to wielka szkoda. Oczywiście niechaj Pan nie kładzie swego podpisu na dokumentach; mogą być podpisane dopiero po odebraniu od Jordana. Zresztą podróżnik ten nie sprawi Panu wiele kłopotu, bo nie ma zbytnich wymagań: szklanka kwaśnego wina i kilka słodkich słówek wystarczą do uszczęśliwienia go w zupełności.“
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/22
Ta strona została skorygowana.
— 12 —