chciałem powiedzieć?... Czyżbyś śmiał... to jest, czyżby wielebny nie ufał mym słowom? Chyba mię słuch myli...
— Mogę to panu jeszcze powtórzyć, abyś dobrze posłyszał: nie wierzę, abyś pan był tym, za kogo się podajesz.
— To obraza mojej godności!
— Panie! Armia naszego kraju jest tak nieliczna, że nazwiska wszystkich oficerów sztabowych na poczekaniu można wyliczyć z pamięci, i pochlebiam sobie, że znani mi są wszyscy osobiście. „Major Cadera“ jednak to dla mnie coś zupełnie nowego.
— Źle brata poinformowano...
— Przepraszam, ja nigdy nie pozwolę się informować błędnie. Ponadto znam pewnego sennora, imieniem Enricio Cadera, jednego z owych wichrzycieli argentyńskich, którzy sieją zamęt, gdzie się da. Jak mi opowiadano, gromadzi on oddziały, niewiadomo w jakim celu, i nieraz zapuszcza się do naszego kraju. Co ciekawsze jednak, że gdzie się tylko ów opryszek pojawi, hodowcy ponoszą znaczne straty w stadninie.
— O czemś podobnem nie słyszałem — odparł major, spoglądając zdetonowany na zakonnika.
— Jakto? Pan, będąc oficerem, nie słyszałeś o tym bandycie? To szczególne! Jeżeli jesteś istotnie oficerem sztabowym, to z urzędu musiałeś być poinformowany o tem, że rząd Uruguayu wysłał w stepy oddział wojska przeciw temu koniokradowi. Wobec więc faktu, że pan o tem nie wiesz, potęguje się moje podejrzenie co do tożsamości pańskiej osoby i tem bardziej czuję się w obowiązku zatrzymać pana tutaj.
— Zwiększysz dobrodziej w taki sposób karę, jaka go spotka za targnięcie się na moją wolność.
— Ślicznie! Aby zaś panu ułatwić pociągnięcie mię do odpowiedzialności, wyślę w tej chwili posłańca do Mercedes, gdzie, jak panu wiadomo, stoi obecnie wojsko krajowe. Rzecz prosta jednak, że dla uniknięcia nieporozumień zatrzymam pana tutaj aż do nadejścia oddziału owego wojska.
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/220
Ta strona została skorygowana.
— 206 —