Na to oświadczenie brata Hilaria major, jakby ukłuty przez skorpiona, zerwał się z ławy i krzyknął, pieniąc się ze złości:
— Do stu dyabłów! ja na to nie pozwolę!
— Zdaje się więc panu, że odwiedziesz mię od tego przemocą?
— Tak! Niech tylko rozkażę, a wnet ludzie moi zburzą to wasze rancho.
— A więc użyjesz pan gwałtu, aby się stąd wyrwać? Obawiasz się pan wojska? Ślicznie! Dałeś pan w tej chwili najlepsze o sobie świadectwo. Nie myliłem się. Jesteś dowódcą owej bandy opryszków argentyńskich, która kradnie naszym obywatelom stadniny i przeciw której wysłano wojsko. Zatrzymuję więc pana tutaj aż do powrotu posłańca, którego zaraz wyprawię do Mercedes.
— Wysyłaj, dobrodzieju, jeżeli zdążysz — rzekł i skoczył ku miejscu, gdzie leżały jego pistolety, odrzucone przez braciszka.
Na to byłem oddawna przygotowany: wyprzedziwszy go, pchnąłem go w stronę, aż się zatoczył, jak pijany, i padł na ławkę całym ciężarem ciała. Zerwał się po chwili znowu i skoczył ku mnie, jak wściekły, klnąc i złorzecząc. Ale brat Hilario chwycił go za ramię i z taką siłą posadził na ławce, że zdawało się, jakoby w ciele opryszka połamały się wszystkie kości.
— No, i przekonaliśmy się teraz, co pan możesz — rzekł mnich. — Radzę panu pogodzić się z losem, bo opór na nic się nie przyda. Należymy do tych ludzi, którzy nie boją się zbójów i korsarzy, a nawet mają dosyć mocy, aby oddać ich w ręce sprawiedliwości... to znaczy, że nietylko pana, ale i całą bandę uwięzimy, aby po trudach wypoczęła sobie wraz z nim pod kluczem.
— Jestem bardzo ciekaw, jak się zabierzecie do tego — odparł szyderczo major.
— W sposób zupełnie prosty. Zwabimy ich wszystkich tu na dziedziniec, a następnie wypuścimy na nich
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/221
Ta strona została skorygowana.
— 207 —