Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/227

Ta strona została skorygowana.
—   213   —

udało mi się uspokoić go bodaj odrobinę. Może pan będziesz pod tym względem szczęśliwszy ode mnie.
— O, czyżby wielebny brat naprawdę obiecywał sobie po mnie aż tak wiele? Obawiam się, że się dobrodziej rozczaruje.
— Nie, panie; nie żądam, abyś mu udzielał jakichkolwiek rad duchowych lub wskazówek. Ale pochodzi on również z Europy i gdy się zobaczy z europejczykiem, być może, rozmowa z nim uspokoi go. Niedługo już jego życia; może kilka dni, a może nawet mniej; nie można więc odmawiać mu tej drobnej pociechy. Bardzo to możliwe, że przed panem, jako współziomkiem, otworzy on swe serce... Zobaczymy zresztą...
Udałem się do przyległej izby, miluchno i schludnie urządzonej. Było to coś w rodzaju świetlicy góralskiej, mającej w sobie coś odświętnego i uroczystego. Było tu wśród innych mebelków fisharmonium, które, jak się później dowiedziałem, gospodarz wygrał na loteryi dobroczynnej w Montevideo i zabrał do domu, aczkolwiek nie umiał wcale grać na niem.
Chory leżał w łóżku na czystej pościeli. Oczy wpadnięte miał głęboko, policzki wychudłe, a głowa świeciła łysiną, co wszystko razem czyniło ją podobną do trupiej czaszki. Miałem wrażenie, że chory wydaje ostatnie tchnienia.
Na pozdrowienie moje nie odpowiedział zaraz, lecz przez dłuższą chwilę przypatrywał mi się badawczo. I być może, że odkrył w mej twarzy to, czego pragnął, gdyż, skoro tylko podszedłem bliżej do łóżka, wyciągnął ku mnie obie wychudłe ręce i rzekł, siląc się na uśmiech:
— Witam pana serdecznie. Wiem, że odwiedzanie umierających nie należy do przyjemności... ale czasem trzeba się zdobyć na to poświęcenie. Radbym zasięgnąć pańskiej rady w pewnej sprawie, czy jednak będzie pan względem mnie szczery?
— Ależ rozumie się. Może pan być pewny, że odpowiem otwarcie na każde zapytanie.