Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/231

Ta strona została skorygowana.
—   217   —

tajemnicę. Czy nie jest to przypadkiem jedna i ta sama sprawa? czy ów zbrodzień nie jest właśnie zabójcą zakonnika, któremu wydarł kipu?
— Czy nie mógłby mi pan wymienić nazwiska owego zbrodniarza? — spytałem.
Chory przecząco poruszył głową i takimże ruchem odpowiedział na pytanie moje co do nazwy miejscowości, gdzie zbrodnia została dokonaną.
— Może panu wiadomo, z jakiego powodu ów człowiek zamordował zakonnika? Może chodziło mu o jakieś papiery, w których mieściła się wiadomość o zakopanych ongi przez Inkasów skarbach?
— Wielki Boże! — szepnął chory, wyciągając ku mnie ręce. — Pan wie o tem? W jaki sposób posiadł pan tę tajemnicę?
— To tylko wniosek, jaki wysnuwam z pańskiego opowiadania. Zakonnik ów zmierzał do Dominikanów w Tucuman? nieprawdaż?
— Wiesz pan wszystko!... Boże! — szeptał chory.
— Morderca zaś jest słynnym przewodnikiem?
— Nawet to panu wiadome! Ale... ja przecie nic konkretnego nie powiedziałem panu... nie zdradziłem tajemnicy ani jednem słowem...
— Tak, ale ja wiedziałem o wszystkiem już przedtem.
Powiedziałem to umyślnie, by uspokoić chorego i nie dać mu czasu na rozmyślanie o tej sprawie. Następnie zagadnąłem:
— A więc to tylko cięży panu na sumieniu? Na twojem miejscu, przyjacielu miły, dawno już byłbym się pozbył tej troski. Należało zasięgnąć porady spowiednika, i to właśnie jest jedynym pańskim grzechem, żeś tego zaniedbał. Niema tu, co prawda, księdza, ale możemy przecie zawezwać brata Hilaria. On panu napewno poradzi życzliwie i dobrze.
— Nie mogę, panie...
— Owszem. Przecie sprawa ta przestała już być tajemnicą, skoro naprzykład ja wiem tyle, co i pan.