Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/232

Ta strona została skorygowana.
—   218   —

Brat Hilario zaś należy do ludzi wielce godnych i dochowa tajemnicy tak samo, jakby to była spowiedź. Jestem atoli pewien, że odpowiedź jego na pańskie pytania będzie ta sama, co i moja.
— Ostatecznie muszę przyznać panu słuszność — rzekł po dłuższej chwili milczenia. — Jednak nie wie pan jeszcze wszystkiego. Senda... co to ja chciałem... Mniejsza o to... Ów morderca powiedział mi wiele innych rzeczy.
— Ta okoliczność nie czyni już różnicy w całej sprawie. Nie idzie tu bowiem o to, co pan powinien przemilczeć, ale główna rzecz, że już nie wiąże pana przysięga co do tajemnicy, która jest mi wiadomą. Zresztą w obliczu śmierci powinieneś pan być szczery. Nie mówię tego od siebie, lecz stawiam się w położenie pana, bardzo ciężkie i smutne, i zaręczam słowem honoru, że, na pańskiem miejscu będąc, nie wahałbym się ani chwili uczynić wyznanie braciszkowi Hilario.
Przesunął wyschłymi palcami po brzegu łóżka, opuścił bezwładnie głowę na bok i rzekł:
— Namyślę się nad tem.
— Niech pana nie trapi żadna obawa. Każdego z nas czeka chwila, w której zapóźno już na jakiekolwiek namysły.
— Śmierć? — westchnął. — Czy pan się jej boi?
— Nie!
— Domyślam się, że nie brak panu odwagi, by zajrzeć jej w oczy, ale mam tu na myśli co innego, mianowicie to, co oczekuje nas poza grobem.
— Rozumiem pana. Śmierć sama jest dla bogobojnych ludzi aniołem-wybawicielem, posłanym przez Boga w celu odszukania zaginionego dziecka i zaprowadzenia go do domu ojca; ale dla zatwardziałych grzeszników jest ona surowym dozorcą, który ma ich prowadzić do wiekuistego więzienia. Kto więc spełnił uczciwie swoje obowiązki tu, na ziemi, może bezpiecznie i z ufnością w miłosierdzie Boże zamknąć oczy na sen wieczny.