Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/234

Ta strona została skorygowana.
—   220   —

i nie mam czasu guzdrać się, zanim parobcy będą gotowi do drogi.
Nie mogąc przekonać yerbatera, poprosiłem sam gospodarza, aby mu dał za towarzyszów dwu gauchów, na co tenże się zgodził.
Obiecawszy powrócić po mnie nazajutrz rano, Monteso odjechał natychmiast w towarzystwie udzielonej przez gospodarza eskorty. Niestety, po upływie kwadransa gauchowie wrócili, oświadczając, że yerbatero odprawił ich, gdyż nie chce się narażać na śmiech i uchodzić za tchórza, potrzebującego opieki.
Żałowałem teraz, żem mu się nie narzucił na towarzysza przynajmniej do pół drogi, i owładnęło mną jakieś złe przeczucie. Rozejrzawszy się jednak po stepie i nikogo nie zobaczywszy, wróciłem do izby.
Chory zapadł w ciężki sen, a mieszkańcy zajęli się zwykłą codzienną robotą. Aby im nie przeszkadzać, wyprowadził mię brat Hilario na dwór i pokazał ogrodzenie, w którem trzymano nieoswojone bydlęta, poczem wobec zapadającego zmroku usiedliśmy na ławce pod domem i, paląc papierosy, gawędziliśmy o różnych sprawach.
Od chwili odwiedzin chorego brat Hilario ani słowem nie wspomniał mi o nim, więc też i ja nie poruszałem tej sprawy. O sobie i życiu swojem również nie mówił nic zakonnik, aczkolwiek byłem bardzo zaciekawiony tą tajemniczą osobistością. Oczywiście nie ośmieliłem się zapytać go również o to. Jedno tylko zauważyłem, a mianowicie że był to człowiek bardzo wykształcony.
Przedmiotem naszej rozmowy byłem wyłącznie ja. Słuchał z uwagą moich opowiadań z podróży, a gdym mu wspomniał, że obecnie zamierzam dostać się do Tucuman, zdziwił się niemało.
— Sennor Pena? Skąd pan go zna?
— Spotkaliśmy się przed dwoma laty w Meksyku. Obecnie doniesiono mi, że przebywa w Tucuman.
— Tak jest; zastanie go tam pan z pewnością.