Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/235

Ta strona została skorygowana.
—   221   —

Wybiera się jednak na wycieczkę. Czy jedzie pan tam prosto?
— Nie; zawadzę o Gran Chaco.
— A! to mię interesuje mocno, sennor. Podobny zbieg okoliczności jest naprawdę szczególny, gdyż i ja zamierzam właśnie udać się do Gran Chaco, potem zaś do Tucuman.
— Ach, to się wspaniale składa! Będziemy mogli odbyć tę podróż razem.
— To zupełnie możliwe. Kiedy pan wyrusza?
— W przeciągu kilku dni.
— Chętnie przyłączę się, jeżeli tylko pańscy towarzysze zgodzą się na to. Kto jedzie z panem?
— Monteso i pięciu yerbaterów. Jestem pewien, że będą bardzo zadowoleni, gdy się dowiedzą, że wielebny dobrodziej chce jechać razem.
— Po co jednak dążą oni do Gran Chaco? Przecie mogą w innych okolicach, mniej niebezpiecznych, mieć większy zbiór herva-mate?
— Tym razem nie o mate im chodzi, lecz zgoła o inną rzecz.
— Tajemnica?
— Właściwie tak. Czy Gran Chaco jest istotnie tak niebezpieczne?
— O, i bardzo, ale przypuszczam, że nie dla pana. Kto tyle, co pan, przebywał wśród czerwonoskórych i spotykał się z dzikiemi zwierzętami na północy, ten może się śmiać z Gran Chaco. Tyle tam niebezpieczeństw akurat, co na sawannie lub na pustyni.
— Jakież zwierzęta można spotkać w Gran Chaco?
— Jaguary, których jednak nie należy porównywać z tygrysami indyjskimi... następnie pumy, daleko mniej groźne od lwów afrykańskich, jakkolwiek spotkanie tak z jednym, jak z drugim zwierzem, wcale nie należy do przyjemności, i tych właśnie drapieżców należy się obawiać najbardziej, gdyż skradają się zazwyczaj ku upatrzonej ofierze niepostrzeżenie i zdradliwie, jak wąż.
— Coś podobnego i ja umiem.