Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/239

Ta strona została skorygowana.
—   225   —

— Tym razem niech to pozostanie moją tajemnicą. Widzi brat teraz, że posiadam niezwykłe zdolności do fortelów.
— Tak jest! muszę to przyznać.
— Otóż w podobny sposób potrafiłbym wprowadzić w błąd nawet Indyan i cieszę się, że w Gran Chaco będę miał sposobność zastosowania wględem nich swej umiejętności, przekonywając o niej brata jeszcze dobitniej.
— Czy owi yerbaterowie to porządni ludzie?
— Właściwie nie miałem jeszcze czasu wypróbować ich, ale mam przekonanie, że są to dzielni ludzie.
— Wspominał pan, że dążą oni w te okolice w innym jakimś celu, nie w celu zbierania herva-mate. Czyżby zajęcie ich nie ograniczało się na hervaciarstwie?
— Cel ich właściwie powinien być tajemnicą. Że jednak wielebny brat pojedzie z nami, więc wypadnie mu niebawem dowiedzieć się, o co im idzie. Zamierzają oni mianowicie odnaleźć w pustyni sławnego sendadora i udać się z nim w Kordyliery na poszukiwanie ukrytych skarbów.
— A pan z nimi?
— Tak. Mam być, że tak powiem, inżynierem-rzeczoznawcą w całej tej wyprawie.
— Cóż to za skarby?
— Nie wiem dokładnie... podobno jeszcze z epoki Inkasów.
— Czy miejsce ich jest wam wiadome?
— Są plany.
— Któż je zdobył?
— Sendador otrzymał je od mnicha, który umarł podczas przeprawy przez Kordyliery.
Pytał napozór obojętnie, ja zaś odpowiadałem otwarcie. Czy się dowiedział od chorego, że i ja wiem coś w tej sprawie, nie mogłem wywnioskować z pod maski spokoju. Wreszcie rzekł: