w granice naszego kraju i rabował stadninę. Opowiadano mi wczoraj w drodze, że pojawił się on znowu w naszych stepach i że wysłano przeciw niemu wojsko.
— Ja mu też to do oczu powiedziałem — wtrącił Hilario, — ale on się wyparł, twierdząc, że jest oficerem armii.
— Pocóżeście go puścili?
— Ba, musieliśmy to uczynić dla ratowania brata pańskiego.
— I cóż z tego? złapali go powtórnie. Zresztą, jak długo Cadera był waszym jeńcem, ludzie jego nie mogli nic złego uczynić memu bratu...
— Co za nieszczęście! zamordują go! — biadała sennora.
— O to niema obawy — rzekł Monteso. — W najgorszym razie wciągną go oni w swoje szeregi, albo też zażądają okupu.
— Zdaje mi się, że należy się spodziewać tego ostatniego — wtrącił braciszek. — Nie zabiją go, to pewna; a taki przymusowy żołnierz przysporzyłby im więcej kłopotu, niż pożytku. Słyszałem, że brat wasz jest zamożny, i wiedzą oni o tem zapewne; należy więc być przygotowanym, iż zażądają pokaźnej za niego sumy.
— Wymuszenie! rabunek! W tej chwili pojadę do Montevideo postarać się, aby rząd poczynił odpowiednie przedstawienia w Buenos Ayres z powodu tego łotra.
— To nic nie pomoże — zauważyłem. — Zanim pan przybędzie do Montevideo, zanim rząd wyśle odpowiednie pismo i zanim potem zarządzi odpowiednie dochodzenia, upłynie sporo czasu, i brat pański może już nie żyć, albo w najpomyślniejszym wypadku stracić zdrowie na całe życie.
— Masz pan słuszność. Ale co w takim razie czynić? Urządzić pościg za bolarzam i na własną rękę?
— Rozumie się. Nie spoczniemy dopóty, aż póki nie wydrzemy brata pańskiego z niewoli. A czy po-
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/243
Ta strona została skorygowana.
— 229 —