Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/247

Ta strona została skorygowana.
—   233   —

— Dlaczego? Czyżby pan przypuszczał, że nie potrafię go wybadać?
— Ależ nie to mam na myśli. Bez zaprzeczenia zna pan lepiej stosunki tutejsze, aniżeli ja. Ale pan jesteś bratem jeńca, o którego zapewne idzie, i sądzę, że obcy człowiek może być o wiele więcej objektywny w traktowaniu tej sprawy.
— Słuszna uwaga. Niechże więc pan rozmówi się z posłańcem w mojem zastępstwie.
Drab wszedł, i odrazu poznałem w nim jednego z tych, których owej chwili podsłuchałem był w altanie. Prawdopodobnie spodziewał się zastać tu samego tylko estancyera, bo, spostrzegłszy nagle mnie i brata Hilaria, zaniepokoił się.
— Czego pan sobie życzy? — zapytałem go.
— Od pana niczego nie chcę — odrzekł. — Mam interes do sennora Montesa.
— On właśnie prosił mię, bym go zastąpił.
— Jeżeli tak, to proszę mu oddać ten list.
Wydobył papier z kieszeni i wręczył mi go. Adres na kopercie napisany był atramentem. Oddałem list Montesowi, który, spojrzawszy na pismo, rzekł:
— Od mego brata.
Poczem rozdarłszy kopertę, przebiegł szybko oczyma treść listu i zbladł.. Nie rzekłszy jednak ani słowa, wydobył ołówek, zanotował coś na marginesie listu i oddał go do przeczytania braciszkowi, a następnie mnie.
Yerbatero pisał:
„Drogi Bracie! Dostałem się powtórnie w ręce tych, którzy mię byli już przedtem więzili. Pojmany też został José, którego przypadkowo spotkaliśmy, a który opuścił Santa Fé wcześniej, niżeśmy przypuszczali. Przez oddawcę niniejszego listu prześlij natychmiast 10.000 bolivianos, z którą to kwotą mogę zrobić znakomity interes, jeżeli ją na czas dostanę. Gdybyś się spóźnił, to mogłoby spowodować wielkie dla nas i dla ciebie niebezpieczeństwo. Zaufaj posłańcowi i nie pytaj