Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/251

Ta strona została skorygowana.
—   237   —

u sąsiada, i w tym celu musi pan wybrać się zaraz w drogę. Drab nie zechce czekać tak długo i pojedzie do swych towarzyszów, którzy ukryci są gdzieś niedaleko. Ja zaś udam się za nim i odnajdę kryjówkę. Proszę mi tylko dać do pomocy dwóch tęgich i rozgarniętych gauchów. Osiodłane konie niech stoją w pogotowiu w dziedzińcu. Posłaniec dla wprowadzenia nas w błąd zechce, rozumie się, zmylić pogoń, ale ja się na tem poznam.
— Czy mogę jechać z panem?
— Właściwie obecność pańska mogłaby pokrzyżować moje plany. Jeżeli jednak przyrzeknie mi pan, że będzie się zachowywał ściśle wedle moich wskazówek, to możemy wybrać się obaj.
— Ależ rozumie się, spełnię każde życzenie pańskie.
— Więc każ pan osiodłać dwa konie i przygotować dwa lassa.
— Mamy już dwa: ja jedno, a pan drugie.
— Właśnie oprócz tych przydadzą się nam jeszcze drugie dwa, a nawet nie zawadzi wziąć bola. Konie trzeba ukryć, aby ich odjeżdżający nie zobaczył. Nie przypuszczam, aby kryjówka eskorty posłańca znajdowała się na obszarze pańskim. Ludzie ci przybyli z zachodu, a więc od granicy, i w tamtej też stronie musimy ich szukać, oczywiście, w jakimś parowie lub rozpadlinie. Możliwe to nawet, że dotrzemy do kryjówki owej prędzej, aniżeli posłaniec, który dla zmylenia pościgu nałoży prawdopodobnie drogi w innym kierunku.
Estancyero wydał odpowiednie rozkazy, poczem zawezwano z kuchni posłańca. Z twarzy jego można było wyczytać pewność siebie i hardość. W przypuszczeniu, że gościnne przyjęcie, jakie tu znalazł, miało na celu zjednanie go dla sprawy, stał się niemal grubijańskim.
— No, i cóżeście panowie postanowili? — zapytał gburowato.
— Obraliśmy drogę ugody — rzekłem. — Jednakże