Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/265

Ta strona została skorygowana.
—   249   —

— Ja się stąd nie ruszę!
— E, moja uprzejmość zniewoli pana bardzo prędko do ruszenia się. Zwiążemy panu ręce na plecach, a nogi pod tułowiem konia i poprosimy pana, abyś z nami jechał bez szemrania. Gdyby zaś przyszła panu ochota odpowiedzieć niegrzecznością na naszą uprzejmość, oberwiesz pan siarczysty policzek, i to uczyni pana bardzo grzecznym.
— Mnie? policzek?!...
— Ludzie pańskiego pokroju nie zasługują na nic innego.
— Spróbujcie tylko tknąć mię chociażby!
— A ty, łajdaku jeden! cóż ty sobie wyobrażasz? Schwytaliście mię podstępem i chcieliście zamordować, uwięziliście teraz niewinnych dwu ludzi, żądając za nich wysokiej sumy okupu, i ja za to mam obchodzić Się z takimi łotrami łagodnie? Jeżeli usłyszę bodaj jedno twoje słowo, które mi się nie spodoba, a pożegnasz się z życiem, łotrze bezczelny!
Ta groźba poskutkowała. Chwyciłem oniemiałego draba za kołnierz i wsadziłem na konia, oczywiście rozwiązawszy mu nogi, które związałem ponownie, gdy już siedział w siodle, — poczem w ten sam sposób uporawszy się szybko z drugim drabem, wsiedliśmy na swoje konie — i jazda do estancyi, co sił starczyło.
Gauchowie, spostrzegłszy nas, powracających z jeńcami, poczęli wrzeszczeć z radości. Uspokoiłem ich skinieniem i w krótkich słowach zapowiedziałem, aby na przyszłość podobnych hałasów nie wyprawiali, gdyż może to sprowadzić wielkie niebezpieczeństwo na estancyę i jej właścicieli. Chodziło mi zwłaszcza o to, aby nie zdradzić się czemkolwiek wobec wysłańca bandy, który lada chwila mógł się tu pojawić.
Następnie zsadziliśmy obu drabów z koni i wnieśliśmy na górę. Tu w jednym z pokojów posadziliśmy ich na krzesłach, przymocowując oczywiście tak, by się nawet ruszyć nie mogli.
Estancyero podczas tej operacyi nad opryszkami