Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/267

Ta strona została skorygowana.
—   251   —

nazwiska nie słyszałem nigdy. Co prawda, na lagunach jest dosyć krokodyli i nie brak też półwyspów. Możeby nas pod tym względem objaśnili jeńcy?
— Szkoda czasu. Nie powiedzą nam prawdy. Zresztą przypuszczam, że znajdzie się ktoś w okolicy rzeki, co nas objaśni w tej materyi.
W tej chwili wszedł peon z oznajmieniem, że przybył posłaniec bandy. Wezwaliśmy draba do tego samego pokoju, w którym poprzednio odbyły się rokowania co do okupu. Rozejrzał się wokoło uważnie i spojrzał kolejno po nas, jednak z twarzy naszych mógł wyczytać jedynie powagę, jak poprzednio.
— No, jakże? był pan u sąsiada? są pieniądze? — zapytał arogancko.
— Niestety, nie zastałem go i dopiero jutro mogę się wystarać o brakującą kwotę.
— Ja czekać tak długo nie będę!
— Możesz pan poczekać; nic się panu nie stanie do jutra.
— O, bezwarunkowo nie mogę! Mam wyraźny i nieodwołalny rozkaz. Daj pan zresztą to, co masz na razie w domu gotówką.
— Ależ ta kwota nic bratu memu nie pomoże. Przecie mówiłeś pan, że niewolno ci wziąć części okupu, lecz tylko całą sumę.
— Tak, ale resztę odbiorę sobie później.
— Lepiej będzie, gdy odbierzesz pan odrazu całą kwotę. Przynajmniej będę spokojny, że, otrzymawszy ją w całości, nie zażądacie więcej i odrazu darujecie wolność jeńcom. Częściowa wypłata, zamiast mię uspokoić, powiększyłaby jeszcze moje obawy.
W czasie tej rozmowy brat Hilario trzymał się w pobliżu drzwi, aby w razie okazania przez draba chęci ucieczki przeszkodzić jego zamiarom. Co do mnie, nie wtrącałem się tym razem do targu. Spoglądając przez otwarte okno na dziedziniec, zauważyłem, że gauchowie przezornie usunęli konia z przed bramy, co mi się bardzo spodobało.