— Wy zaś dopuściliście do tego, nic nie przedsiębiorąc?
— Cóż mogliśmy uczynić w kilku wobec pięćdziesięciu uzbrojonych drabów? Było nas tylko czterech; piąty pojechał z młodym sennorem do Salto. Draby wnieśli jeńców do izby i rozmawiali z nimi coś na osobności, poczem nasz sennor musiał dać im pióro i atrament, i podobno jeden z jeńców napisał jakiś list. Z listem tym major wysłał jeźdźca, nakazując mu, by się śpieszył i dotarł do celu na południe. Dokąd jednak jeźdźca owego wysłano, nie wiemy.
— Do mojej estancyi; list był wystosowany do mnie. Cóż dalej?
— Potem zbóje zażądali od nas wołu, którego zabito i upieczono. Nie ruszyli się stąd bowiem przez cały dzień i mieli jeszcze zostać przez noc. Nasz sennor, w obawie, ażeby nie odjechali nocą, nie zapłaciwszy za wołu, poprosił ich o pieniądze. To im się tak nie podobało, że napadli na sennora i pobili go srodze.
— A wy co na to?
— My pośpieszyliśmy mu z pomocą, ale w okamgnieniu obezwładniono nas i wszystkich, nie wyłączając sennory, związanych zawleczono do corealu w to miejsce, gdzieście nas znaleźli. Trzech z nas pobito przytem do krwi.
— To okropne!
— Tak, to są najzwyklejsi zbrodniarze, przeciw którym nie było sposobu. Zgrzytaliśmy tylko zębami, poprzysięgając zemstę. Widziałem ich wszystkich dokładnie i mógłbym poznać każdego zosobna. Biada łotrom, jeśli mi który stanie kiedykolwiek na drodze!
— Kiedyż podpalili dom?
— Nie zaraz. Najpierw wypędzili z corealu bydło i konie. Najlepsze woły pozabijali zaraz i przyrządzili sobie zapasy żywności, konie zaś powiązali jeden do drugiego w ósemki i popędzili.
— Doprowadzili mię do zupełnej ruiny — wtrącił drżącym głosem stary sennor. — Konie uprowadzone,
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/276
Ta strona została skorygowana.
— 260 —