Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/278

Ta strona została skorygowana.
—   262   —

poprosimy najbliższego sąsiada, by wam pośpieszył z pomocą.
Ruszyliśmy dalej, żegnani serdecznie i błogosławieni przez nieszczęśliwych pogorzelców, — jednak nie podążyliśmy śladami bandy, choć je łatwo było rozeznać, ale na wniosek brata Hilaria postanowiliśmy odszukać przedewszystkiem Indyanina, Piotra Aynasa, ażeby dowiedzieć się od niego, gdzie leży półwysep Krokodyli.
Po godzinie śpiesznej jazdy wśród pustkowia natrafiliśmy na hacyendę, gdzie wypoczęliśmy, a estancyero uprosił mieszkańców tej siedziby, aby poratowali najbliższych swych „sąsiadów“. Wysłano tedy natychmiast kilku ludzi na miejsce pogorzeli w celu niesienia biedakom pomocy.
Mieszkańcy tej hacyendy nie widzieli wcale bandy Cadery.
— Dlaczego ci zbóje pojechali ku południowi? — pytał mię Monteso.
— Ażeby na wypadek pogoni wprowadzić w błąd ścigających.
— Draby jednak pędzą przed sobą stadninę, więc chyba najwłaściwszą byłaby dla nich droga najkrótsza.
— To prawda, ale mimo to mogli uznać za konieczne nałożyć nieco drogi dla większego bezpieczeństwa.
— A może śpieszą zupełnie nie tam, gdzie spodziewamy się ich znaleźć. Czy się sennorowi nie przesłyszało wczoraj tam, pod krzakami mimozy?
— Bądź pan o to spokojny — rzekłem; — nie przesłyszało mi się. Zresztą draby nie mają potrzeby tak bardzo śpieszyć, jak pan przypuszcza.
— Jakto? przecie się muszą liczyć z tem, że ich będziemy ścigali!
— Mogą się liczyć, ale też są pewni, że jesteśmy od nich bardzo daleko. Odjechali ze spalonego rancha wieczorem i wyprzedzili nas conajmniej o sześć godzin; że zaś są przytem przekonani, iż nie wiemy