Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/279

Ta strona została skorygowana.
—   263   —

o miejscu ich kryjówki, więc nie mają powodu do obaw przed nami. Jak daleko stąd do granicy Uruguayu?
— Od mojej estancyi jest około dwudziestu godzin jazdy konnej. Przypuszczam, że zdążymy tam do wieczora.
— Tak jest w istocie — potwierdził brat Hilario. — Skoro jednak musimy po drodze odszukać Indyanina, więc możemy się spóźnić. Mieszka on w pobliżu rzeki, ale kto wie, czy go w domu zastaniemy, i jeżeli żona jego nie udzieli nam potrzebnych wskazówek, będziemy zmuszeni czekać jego powrotu, lub też udać się za nim na poszukiwanie.
— A tymczasem nasi przeciwnicy przeprawią się przez rzekę.
— Wątpię. Wszak oczekują powrotu porucznika z pieniędzmi. Ponieważ jednak konie nasze dobrze już odpoczęły, więc nie traćmy czasu i ruszajmy.
Jadąc stale w kierunku zachodnim, około południa wypoczęliśmy znowu w jednem rancho. Mieszkańcy jego również nie umieli nam nic powiedzieć o półwyspie Krokodylim i również nie widziano tu oddziału bandytów argentyńskich, jako też i popołudniu, gdyśmy stąd wyruszyli, nie dowiedzieliśmy się o nich nic w napotykanych po drodze osiedlach ludzkich.
Przed wieczorem znaleźliśmy się wreszcie na przestrzeni między dwoma rzekami, wpadającemi do Uruguayu. Wilgotna ta okolica pokryta była bujną trawą stepową, wśród której tu i ówdzie sterczały krzaki, a nawet drzewa. Nie można było nazwać tego lasem, ani nawet gajem, gdyż drzewa owe i krzaki nie stanowiły zwartej masy, lecz rosły zrzadka, małemi kępami lub pojedyńczo. Niebawem charakter roślinności znowu się zmienił, gdyśmy wjechali w rozległą okolicę, pozbawioną traw stepowych, a natomiast obfitującą w gęstwy trzcin oraz bambusów i innych drzew liściastych, wśród których sączyły się leniwie drobne strumyki, bądź też rozprzestrzeniały się w fantastycznych liniach liczne laguny. Pnące rośliny oplatały pnie drzew od dołu aż