mię i on za kogo innego. Odrzekłem więc uprzejmie, ale bez żadnej uniżoności:
— Obecność moja w pańskiem biurze nie należy do żadnych nadzwyczajności. Jestem najzwyklejszym pod słońcem śmiertelnikiem, podróżującym po świecie, i zobowiązałem się oddać panu ten oto list.
Wziął ode mnie kopertę z listem, przeczytał adres, obrzucił mię raz jeszcze badawczym wzrokiem i zaśmiał się, że tak powiem, dyplomatycznie:
— Od mego wspólnika z Nowego Jorku! Czy pan miewa z nim stosunki handlowe? Szkoda, że nie uprzedził mię o pańskiem przybyciu wcześniej.
— Nie słyszałem o panu nigdy przedtem i z pańskim wspólnikiem zetknąłem się tylko przypadkowo...
Tupido, jakby nie słysząc słów moich, rozerwał kopertę, nie zauważywszy, na moje szczęście, naruszenia pieczęci, przeczytał list bardzo uważnie i wreszcie schował go do kieszeni.
— Szczególne! Czy pan istotnie jest owym podróżnikiem, o którym mowa w tym liście?
— Przypuszczam, że w liście jest w każdym razie mowa o mnie.
— Ależ rozumie się; wspólnik mój poleca mi pana jak najgoręcej, i jestem też gotów do wszelkich usług.
— Uprzejmie dziękuję, sennor! Nie mam zamiaru narażać pana na trudy.
— Bynajmniej, panie, bynajmniej! niech się pan niczem nie krępuje! Z początku zdziwiłem się, zobaczywszy pana, bo mi pan przypomniał bardzo żywo pewną osobę...
— Czy nie mógłbym pana prosić o podanie mi jej nazwiska?
— Dlaczegóż miałbym odmówić panu tej przyjemności... Jest to pułkownik Latorre, o którym może już pan słyszał...
— Tak, słyszałem to nazwisko. Człowiek, który je nosi, jest podobno bardzo popularny i wiele sobie
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/28
Ta strona została skorygowana.
— 18 —