Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/289

Ta strona została skorygowana.
—   271   —

Skinęła głową na znak zgody i natychmiast przyszyła do łachmana drugi guzik.
— Ale zaprowadzisz nas tam całkiem potajemnie — mówił dalej Hilario. — Nikt nie powinien nas podsłuchać, ani spostrzec!
— To niemożliwe.
— Dlaczego?
— Bo masz konie.
— Zostawimy je tutaj.
— A jeżeli się tu kto zjawi?
— To je zobaczy! Cóż stąd?
— Nic. Może je Daya ukryje.
— Jeżeli masz bezpieczne dla nich miejsce, to lepiej ukryj.
— Jest w pobliżu.
— Zaprowadzimy je tam sami.
— To niemożliwe, bo tylko jeden człowiek po trafi przejść tamtędy; więcej ludzi ugrzęzłoby w bagnie. Daj jeszcze jeden guzik, to Daya zaprowadzi konie wasze sama.
— Daya jest nienasycona!
Spojrzała nań z uśmiechem, będąc pewną, że otrzyma żądany trzeci guzik.
— Daya tylko lubi guziki — rzekła.
— Wiem o tem, a że ja lubię Dayę, więc dam jej trzeci guzik, ale nie teraz, lecz później, gdy przyprowadzi nam konie napowrót. Daya musi ich strzec pilnie.
— Dobrze, Daya to uczyni — rzekła i oddaliła się natychmiast.
Chciałem iść za nią, ale brat mię powstrzymał.
— Mam ważne przedmioty w kieszeniach przy siodle — rzekłem.
— Bądź pan o nie spokojny — odparł brat Hilario.
— Ależ wielebny dobrodziej sam mi opowiadał, że tutejsi Indyanie to bezwstydni złodzieje!
— Mnie jednak nie okradnie żaden z nich, a że pan znajdujesz się w mojem towarzystwie, więc możesz