Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/29

Ta strona została skorygowana.
—   19   —

po nim obiecują. Proszę mi jednak wierzyć, że ja, oprócz zewnętrznego wyglądu, nic z nim nie mam wspólnego. Jestem zwykłym turystą i nie posiadam żadnych wogóle do polityki zdolności.
— Mówi pan to przez skromność. Mój przyjaciel z Nowego Jorku pisze właśnie, że przebywał pan kilka lat wśród Indyan, a więc musi pan posiadać talent, że się tak wyrażę, wojenny. Mam nadzieję, że zechce mię pan łaskawie zaszczycić dziś wieczorem swemi odwiedzinami w domu, a przy tej sposobności spodziewam się usłyszeć coś o jego przygodach...
— Jestem do usług pańskich.
— Pozwolę więc sobie zaprosić pana na obiad o godzinie ósmej. Adres mój — tu dał mi bilet wizytowy — znajdzie pan na tej karcie. Czem jeszcze mogę panu służyć?
— Jeżeli można, prosiłbym o wypłacenie mi kwoty, przekazanej przez pańskiego wspólnika — odrzekłem, podając mu przekaz, który sennor Tupido obejrzał, nakreślił coś na nim i, oddając mi, wskazał kasę:
— Tam panu wypłacą. Tymczasem muszę pana pożegnać. Do miłego widzenia wieczorem!
To mówiąc, chciał odejść do drugiego pokoju. Ja jednak, z jednego rzutu oka przekonawszy się, iż uprzejmy przemysłowiec chciał mię na przekazie okpić, zawołałem:
— Sennor, proszę jeszcze na sekundę!
— Cóż jeszcze? — odmruknął szorstko, jakby już nie ten sam człowiek.
— Prawdopodobnie zaszła tu mała pomyłka... Należy mi się z przekazu nieco większa suma.
— Zapomina pan zapewne o należytości dyskontowej...
— Za pozwoleniem! to jest przekaz i o należytości takiej nie może tu być mowy. Odciąga mi pan pięć procent, jakby to był weksel na dłuższy termin, nie zaś czek gotówkowy.
— U nas jest taki zwyczaj, że się tyle potrąca...