Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/30

Ta strona została skorygowana.
—   20   —

— Tak, zbieracz yerba-mate może się stosować do pańskich zwyczajów, bo jest od pana zależny; ja jednak w innem znajduję się położeniu. Wspólnik pański nie wystawił mi tego przekazu z łaski lub przez grzeczność; wypłaciłem mu gotówką tyle co do grosza i tyle też mi się należy bez żadnych procentowych potrąceń.
— Jak pan chce... nie dam więcej.
— Wobec tego zatrzymaj pan sobie pieniądze, a przekaz proszę mi zwrócić.
— To niemożliwe, bo już zlikwidowany... Zresztą oddał mi go pan i jest on od tej chwili moją własnością.
— Spodziewam się, że nie na długo, gdyż tylko do tej chwili, aż wrócę tu z komisarzem policyi. Żegnam.
Zaciekawieni sprawą współpracownicy aż poodkładali pióra, ja zaś kiwnąłem ich szefowi głową, zamierzając odejść. Jednak ostatnie słowa moje wywarły swój skutek.
— Proszę zaczekać, sennor! — ozwał się Tupido, podążając za mną ku drzwiom.
Widocznie zagrożenie policyą napełniło go obawą, przyczem sprawa tego rodzaju popsułaby mu reputacyę; co najważniejsza jednak — zadarłszy ze mną, nie mógłby mię już użyć w aferze, wskazanej przez nowojorskiego wspólnika.
Wydobył list, a przebiegłszy go szybko wzrokiem, rzekł z poprzednią uprzejmością:
— Przepraszam pana mocno... przeoczyłem dopisek, w którym mój wspólnik zastrzega się przed ściąganiem procentu według naszego zwyczaju. Otrzyma więc pan całą sumę, i spodziewam się, że wskutek tego małego nieporozumienia nie cofnie pan swego słowa i zaszczyci mię swoją obecnością wieczorem.
— Oczywiście, ale pod warunkiem, że w domu pańskim nie spotkam się znowu z innym jakim zwyczajem tutejszym, któryby znowu zmusił mię do protestowania.
— O, nie, nie! — usiłował mię udobruchać i ze słodkim uśmiechem znikł za drzwiami drugiego pokoju.