— Pytania moje były tego rodzaju, że z odpowiedzi wysnułem wszystko, co mi potrzeba. Petro nie zabił świnki.
— Więc sądzi pan, że skłamał?
— Z pewnością. Zresztą zobaczy brat dobrodziej, że wcale nam jej nie przyniesie.
— Przecie jednak musi się czemś usprawiedliwić.
— To też wymyśli nową bajkę; wróci i powie nam naprzykład, że w pobliżu jest jaguar.
— W takim razie posądziłbym go, że jest stronnikiem naszych wrogów.
— Tak jest, i naszym również na razie. Waha się tylko, na którą stronę się przechylić... kto da więcej za usługi.
— Bolarze z pewnością obiecali mu złote góry, więc chętnie będzie im służył.
— I ja tak sądzę. Aby jednak i nasza szala nie była zbyt lekką, użyję groźby...
Przy tych słowach spostrzegłem wracającego Indyanina, więc zamilkliśmy.
Stało się, jak przypuszczałem. Nie przyniósł ze sobą nic, a na moje pytanie, gdzie zwierzyna, odrzekł, udając niezwykły przestrach:
— Sennor, nie myliłem się, ostrzegając was przed niebezpieczeństwem; jaguar kręci się w pobliżu.
— Ależ nic nas nie obchodzi jaguar! Dlaczego nie przynieśliście świnki?
— Bo mi ją zjadł ten drapieżnik, i cieszę się nawet z tego, gdyż zgłodniały byłby napadł na nas niezawodnie. Dla pewności jednak uciekajmy stąd coprędzej!
— Niema potrzeby uciekać. Jaguar twój obżarł się świnią i będzie teraz spał przez całą noc spokojnie.
— Ba, ale i samica jego jest tu niedaleko.
— Zapewniam was, że jaguar był o tyle uprzejmy, iż podzielił się zdobyczą ze swoją małżonką.
— Pan jesteś naprawdę zuchwały!
— Nie dowodzi to zuchwalstwa, tylko... nie dam
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/306
Ta strona została skorygowana.
— 286 —