Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/316

Ta strona została skorygowana.
—   296   —

do rana i, skoro świt, przeprawić się przez niebezpieczne wiry.
— Dziwne to, że uciekł się aż do gwałtu, by zmusić ich do swoich celów. Przecie mógł ich umówić dobrowolnie do tego.
— Ba, nie chodziło mu tutaj o zapłatę, lecz o czas. Major nie wie jeszcze, kiedy będzie mógł przeprawić się na drugi brzeg, i dowie się o tem dopiero wówczas, gdy powróci wysłany przezeń dokądś posłaniec. Do chwili więc tego powrotu chciał major flisaków zatrzymać, a że się wzbraniali czekać niewiadomo jak długo, major zatrzymał ich przemocą.
— Czy są wśród flisaków jacy obcokrajowcy?
— Jest dwóch.
— Z jakiego kraju?
— Nie wiem. Rozmawiali z majorem trochę po hiszpańsku, a trochę w innym jakimś języku, którego nie zrozumiałem.
— Jak byli ubrani?
— Na niebiesko, jak marynarze. Jeden miał kapelusz z tak szerokiemi krysami, jakiego nigdy jeszcze nie widziałem, i właśnie ten stawiał się nabardziej opornie. Obaj zaś bronili się ostro, i wielu bolarzom dostało się od nich.
— Zuchy! Postaramy się ich uwolnić.
— Niepodobna!
— Ech, nie będzie to nawet trudne. Dwóch poprzednich jeńców i ośmiu nowych, to razem dziesięciu; nas jest ośmiu; stanowimy więc razem siłę osiemnastu ludzi, a wy jesteście dziewiętnasty.
— Tak, ja będę dziewiętnasty.
— Sądzę, że damy sobie radę z tymi pięćdziesięcioma drabami, nie przygotowanymi wcale do walki. Wy zaś wcale nie będziecie żałowali swej fatygi...
— O tak! — wtrącił estancyero. — Jeżeli tylko uda się nam uwolnić mego brata i syna, to dostaniecie nie jeden, ale dziesięć dukatów.
— Sennor! istotnie otrzymam dziesięć duka-