Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/318

Ta strona została skorygowana.
—   298   —

mogli. O ile wiem jednak, major zamierza umieścić ich na tratwie i postawić podwójną straż, to zaś byłoby dla nas mniej pomyślne.
— Tak z lądu, jak i z tratwy, zarówno trudno ich będzie wydostać, i tylko okoliczności mogą usiłowaniom naszym dopomóc. Aby zaś wywnioskować, jakie to mogą być okoliczności, muszę sam udać się na miejsce w celu zbadania wszystkiego naocznie.
— To niebezpieczne, sennor. Zobaczą pana i pochwycą.
— Bynajmniej. Nie zechce im się chwytać człowieka, który ma dwa rewolwery z dwunastoma kulami.
— Ależ ich jest pięćdziesięciu, a do tego księżyc świeci jasno, i dostrzecby można nawet przemykającego się węża.
— Nie zobaczą mię, pomimo księżyca, bo moje jasne ubranie nie bardzo ostro zarysowuje się na tle trzciny.
— Hm, nie mogę wprawdzie narzucać panu swego zdania, ale radziłbym nie porywać się na to przedsięwzięcie, bo zaszkodzi pan i sobie i jeńcom.
— Dobrze, dobrze. Prowadźcie mię tylko aż do miejsca, skąd można rzucić okiem na półwysep.
— Pan rozkazuje, ja słucham. Ale zrobiłem swoje: ostrzegłem pana.
Moi towarzysze również usiłowali przekonać mię, że zamiar mój jest równoznaczny z szukaniem pewnej śmierci; jednak postanowiłem wykonać go natychmiast. Indyanin, któremu, pomimo wszystko, nie bardzo ufałem, odprowadził mię ku zatoce między półwyspem Krokodylim a Aligatorskim, stąd zaś odesłałem go z powrotem, a sam, ukrywszy się za krzakiem mimozy, począłem się rozglądać wokół. Tratwy po tej stronie nie było, a więc należało jej szukać po stronie przeciwnej. Półwysep wyglądał jak jedna zbita masa roślinności, wyłaniająca się ze zwierciadła wody. Ludzi nie można było dostrzec, tylko światło dwu ognisk przedzierało się ku mnie z pomiędzy drzew i zarośli.