Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/319

Ta strona została skorygowana.
—   299   —

Rozejrzawszy się, spostrzegłem przed sobą dwie ścieżki: jedna prowadziła na prawo wzdłuż brzegu, druga zaś równolegle do tej środkiem krzaków. Wybrałem tę ostatnią, gdyż wydała mi się więcej bezpieczną.
Uszedłem ze sto kroków bez żadnej przeszkody i bez zbytecznej ostrożności, gdyż draby, których już przecie miałem sposobność poznać, byli głusi i ślepi na wszystko i wierzyli tylko w fizyczną swą siłę, nie posiadając zdolności w żadnym innym kierunku.
Nagle postrzegłem o jakie trzydzieści krok ów od siebie jednego z nich, opartego o pień drzewa. Był to pierwszy posterunek.
Odtąd przypadłem do ziemi i począłem się czołgać, mijając kolejno wszystkie straże, rozstawione w taki właśnie sposób, jak opowiadał Indyanin.
Pozostało mi przedostać się jeszcze przez strzeżoną przez nich linię, ale to już było o wiele niebezpieczniejsze i wolałem na razie poczołgać się dalej, aż do drugiej zatoki, gdzie uwiązana była na dwóch linach spora tratwa. Na środku jej stała buda, koło której spostrzegłem dwie postacie. Po chwili jedna z nich skierowała się ku końcowi tratwy, który dotykał brzegu. Domyśliłem się, że ów ktoś chciał wyjść na brzeg, i postanowiłem wykorzystać bezwłocznie tę okoliczność w odpowiedni sposób. Podbiegłem więc szybko ku brzegowi w to miejsce, gdzie stykała się z nim tratwa, i ukryłem się wśród rosnącej tu wysokiej trzciny, czekając z zapartym oddechem na ową postać, by ją schwytać, gdy stąpi na brzeg. W parę sekund stwierdziłem ku wielkiej swej radości, że postacią ową jest... major Cadera we własnej osobie! Wyszedłszy na ląd, przypomniał snadź coś sobie, gdyż zwrócił się do pozostałego na tratwie człowieka i rzekł:
— Jeńców trzeba poprzywiązywać do kloców tratwianych i muszą tak przeleżeć do rana. Ty będziesz miał nadzór nad wartą. Tylko pamiętaj, że gdyby choć jeden z jeńców uciekł, dostaniesz kulą w łeb! Powiedz