Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/320

Ta strona została skorygowana.
—   300   —

to również strażom, które taki sam los czeka w razie ucieczki którego z jeńców.
W tej chwili owładnęła mną szalona myśl: a gdyby tak schwytać majora? Z półwyspu nie spostrzeżonoby tego odrazu, bo miejsce, w którem stał Cadera, znajdowało się poza drzewami. Jedynym świadkiem tego wypadku mógł być jedynie ów człowiek na tratwie, ale był on w tej chwili odwrócony od nas i czemś zajęty przy budzie. Nie namyślając się długo, skorzystałem ze sprzyjającej chwili i zerwałem się z ukrycia, jak błyskawica, stając tuż za plecami majora. Obrócił się nagle, i w świetle księżyca ujrzałem twarz jego. Wychudłe jego policzki pokrywała chorobliwa bladość. Wyglądał raczej na poruszającego się trupa, niż na żyjącego człowieka, wobec czego uważałem, że zbyteczne byłoby ogłuszać go uderzeniem pięści, wedle wypróbowanej przeze mnie metody. Major, zobaczywszy mię, oniemiał i z otwartemi usty patrzył przerażony.
Wokamgnieniu zarzuciłem na niego lasso i obezwładniłem bez oporu. Tak przelęknionego człowieka nie zdarzyło mi się jeszcze nigdy widzieć.
— Ani słowa, majorze! — szepnąłem mu do ucha, — gdyż w przeciwnym razie utopię nóż w sercu pańskiem. Widzę, sprawił pan sobie inny surdut... Niestety, muszę go panu popsuć, bo potrzebna mi jest szmata do sporządzenia knebla.
Przy tych słowach oderwawszy majorowi klapę od surduta, zawiązałem mu starannie usta, przyczem nie usłyszałem najmniejszego protestu z jego strony. Dziwiłem się niejednokrotnie później, dlaczego człowiek ten przy spotkaniu ze mną nie bronił się, ani uciekał. Przecie jeden tylko skok na tratwę mógłby go u ratować. Dopiero po skrępowaniu mu rąk lassem i zakneblowaniu ust, gdy mu jeszcze, nakazując spokój, błysnąłem nożem przed oczami, ożywił się nagle, zrozumiawszy swoje smutne położenie, i począł się gwałtownie szamotać. Dla uspokojenia go zmuszony byłem uciec się ostatecznie do radykalnego środka: ukłułem