Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/321

Ta strona została uwierzytelniona.
—   301   —

go mianowicie nożem w ramię, puszczając nieco krwi. Nie szło mi tutaj o barbarzyńskie pastwienie się nad bezbronnym, ale o bezpieczeństwo mego życia, gdyż wszelki opór ze strony jeńca zwróciłby wkońcu czyjąkolwiek uwagę i spowodował zgubny dla mnie alarm. Operacya poskutkowała znakomicie, i major, prowadzony przeze mnie, szedł tam, gdzie go ciągnąłem, a mianowicie w przeciwną półwyspowi stronę. Ponieważ jednak trzeba było ominąć rozciągające się tu bagnisko i zmuszony byłem przekradać się ze swym jeńcem w pobliżu obozu, szabla zaś jego pobrzękiwała zdradziecko, więc przeciąłem podtrzymujący ją rzemień i rzuciłem broń w trzcinę. Gdyśmy się jednak zbliżyli o jakie czterdzieści kroków do linii straży, pilnujących półwyspu, major targnął się, chcąc mi się wyrwać, alem go przytrzymał, ostrze zaś noża przypomniało mu znowu o potrzebie posłuszeńswa.
O blizkości obozu świadczyła unosząca się w powietrzu woń przypieczonego mięsiwa, i słyszałem nawet, jak ktoś niedaleko wołał:
— Holla! pieczeń gotowa!
Takie swobodne zachowanie się ludzi, którzy bądź co bądź nie mieli czystego sumienia i mogli spodziewać się lada chwila pościgu za sobą, dowodziło absolutnego braku karności w bandzie. Mogłem więc przypuszczać, że i strażnicy zejdą z posterunków dla wzięcia udziału w wieczerzy. I nie myliłem się. Na ów okrzyk, pobudzający ich apetyt, pobiegli wszyscy czterej do ognisk, przyczem jeden tylko wziął ze sobą swój karabin, towarzysze zaś jego pozostawili broń na stanowiskach.
I oto błysnęła mi nagle myśl, nad którą nie było czasu długo zastanowiać się. Związałem majorowi nogi jego własnym paskiem od szabli, ułożyłem go na ziemi i pobiegłem na półwysep.
Przy ogniskach jeden przez drugiego tłoczyli się ludzie, aby jak najprędzej otrzymać swoją porcyę mięsiwa, przyczem nie zachowywano najmniejszego po-