— Heavens! Czy to możliwe? pan Charley? Niechże pana uściskam, a prędko, bo serce omal mi z piersi nie wyskoczy.
I zdjąwszy z głowy olbrzymi swój kapelusz, począł mię ściskać tak serdecznie, jakby mi chciał pogruchotać wszystkie kości.
Można sobie wyobrazić, jak miłą niespodziankę sprawiło mi spotkanie w tej puszczy człowieka, który był moim starym, dobrym znajomym. Był to kapitan Frick Turnerstick, słynny niedźwiedź morski, zapalony orator, ongi towarzysz mej podróży do Chin.
Ucieszyłem się niewymownie z tego miłego spotkania. Ale, niestety, nie było czasu na przyjacielską z nim pogawędkę.
— Kapitanie — rzekłem, — proszę siadać. Pogadamy później, gdyż w tej chwili wypada mi załatwić się z ważniejszemi sprawami.
— Ależ naturalnie! — odparł mi, — rozumiem dobrze, że masz pan przed sobą ważniejsze zadanie.
Oczywiście mu siałem przedewszystkiem zająć się majorem, którego przywiązaliśmy do pnia drzewa. Opowiedziawszy pokrótce towarzyszom, w jaki sposób udała mi się sztuka, odjąłem jeńcowi knebel i zagroziłem śmiercią, wrazie, gdyby chciał wołać o pomoc.
— Byłeś już, majorze, w naszych rękach — rzekłem mu — i obiecałeś nam święcie, że zaniechasz wszelkich względem nas nieprzyjaznych kroków. Wierząc pańskiemu słowu, oszczędziliśmy go. Zawiodłeś pan jednak naszą dobrą wiarę i złamałeś dane nam przyrzeczenie, musimy więc postąpić z panem tak, jak na to zasłużyłeś. Piotrze Aynas, przeszukajcie mu kieszenie i odbierzcie wszystko, co ma przy sobie!
— Precz, drabie! — ryknął major, gdy Indyanin sięgnął mu ręką do kieszeni.
— Ty sam jesteś nikczemnym drabem — odciął się Indyanin, wymierzając majorowi siarczysty policzek — i kłamcą również! Teraz wiem już, z kim miałem do czynienia. Otumaniłeś mię, nagadawszy
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/324
Ta strona została skorygowana.
— 304 —