Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/332

Ta strona została skorygowana.
—   312   —

— Czy wybieracie się może do Buenos Ayres? Wprawdzie port nędzny, ale mimo to moglibyśmy spędzić ze sobą kilka przyjemnych dni razem.
— Moja droga prowadzi zupełnie w przeciwnym kierunku.
— Czy mogę wiedzieć, dokąd pan jedziesz?
— Do Gran Chaco, a potem przez pampa do Tucuman.
— Hm! — mruknął, namyślając się. — Właściwie zazdroszczę panu tej podróży. Nieraz już marzyłem o takiej wyprawie na koniu przez pampa, ale nie było ku temu sposobności. Niestety, i teraz nie mogę pozwolić sobie na tę przyjemność, bo dopóki mój „Wiatr“ trzyma się kupy i dźwiga ładunek, trudno mi myśleć o przedzierzgnięciu się w półdzikiego gaucha. Interesy więc pędzą mię nielitościwie do tej dziury... chciałem powiedzieć, do Buenos Ayres.
— Czy zna pan język krajowy?
— Bardzo dobrze. Jak panu zdawna wiadomo, mówię niemal wszystkimi językami cywilizowanego świata. Jeździć konno i strzelać umiem również nienajgorzej.
Przerwaliśmy dalszą rozmowę, gdyż w tej chwili właśnie powrócił z wywiadów Indyanin i oznajmił, że na półwyspie zauważono już brak majora oraz dwóch jeńców i rzucono się na poszukiwania.
— Odwiedzą zapewne i waszą chatę?
— Prawdopodobnie.
— Czy nie zechcą zajrzeć i tutaj?
— Stanowczo nie. Nietutejszy człowiek nie mógłby przejść przez te bagna, zwłaszcza w nocy.
— Wyślijcie więc Dayę do domu, ażeby na wypadek, gdyby się tam pojawili ci zbóje, oznajmiła im, że was wcale tam nie było.
Indyanin wysłał żonę natychmiast. Po niejakimś czasie wróciła z oznajmieniem, że przed chatą spotkała kilku ludzi z bandy i że pytali ją o męża, któremu, o ile wywnioskowała, zaczynają trochę niedowierzać.